Być mistrzem. Każdy na swój sposób może nim zostać w wybranej przez siebie dziedzinie. W piłce nożnej ten tytuł należy się Hiszpanom. Wbrew pomrukom niezadowolenia mam wrażenie, że jeszcze długo będą niepodzielnie zasiadać na tym tronie. Skąd to przypuszczenie? Południowcy zaczynają zbierać plony, stworzyli grupę idealną. Zapewne każdy z Was pamięta ten moment podczas Euro2012, kiedy to na boisku byli zawodnicy jednie dwóch klubów – FC Barcelony i Realu Madryt.
Ludzie. Ci obecni znają się niemal od maleńkości. Dzielą ze
sobą klubowe szatnie lub spotykają się na Gran Derbi – najważniejszych i
najbardziej elektryzujących rozgrywkach. Jednak żadna reprezentacja, nawet ta
posiadająca najbardziej zdolnych piłkarzy, nie wygra bez sztabu szkoleniowego z
trenerem na czele. Na każdy sukces pracuje wielu bezimiennych – dla kibiców –
bohaterów. Czas poznać ich imiona oraz resztę sekretów La Roja. By to zrobić,
musicie wyruszyć w podróż, gdzie przewodnikiem będzie Miguel Angel Diaz.
Ta historia zaczyna się dużo wcześniej niż obecne zwycięstwa
- czasu, w którym mnie interesowała jedynie własna piaskownica, a o piłce
wiedziałam jedynie, że jest okrągła. Nie bójcie się jednak, ona zajmuje
stosunkowo niewiele miejsca. Nie można jednak było o niej nie wspomnieć, bo w
piłce istnieją – a przynajmniej ja w to nadal wierzę – ideały, do których się
dąży. Dopiero obecny bieg wydarzeń* pokazał, że to Ci młodzi chłopcy mogą być
idolami dla swoich poprzedników, choć sami zapewne skromnie by zaprzeczyli.
Czy to jest lektura dla miłośniczek męskiej urody, jaką prezentują Hiszpanie? Nie. Zamieszczone zdjęcia mają na celu udokumentowanie sukcesów i oddać, choć w jednej milionowej, atmosferę tamtych dni. Dodatkowo, pojawia się sporo opisów meczy, autorowi nie obce jest również lekkie rozwodzenie się nad przyczynami braku powołań etc.
Przyznam się szczerze, że ja w pewnym momencie się pogubiłam w kwestii dat. Niestety, daleko mi do umysłu ścisłego. Będę podziwiać każdego, który zapamięta wszystko w odpowiedniej kolejności, bo przecież ta nie zawsze zachowana jest w książce. Prezentowany jest zbiór wspomnień, wtrącane są anegdoty – można było, co też zrobiono, jedynie postarać się o zachowanie logicznego porządku.
Czy to jest lektura dla miłośniczek męskiej urody, jaką prezentują Hiszpanie? Nie. Zamieszczone zdjęcia mają na celu udokumentowanie sukcesów i oddać, choć w jednej milionowej, atmosferę tamtych dni. Dodatkowo, pojawia się sporo opisów meczy, autorowi nie obce jest również lekkie rozwodzenie się nad przyczynami braku powołań etc.
Przyznam się szczerze, że ja w pewnym momencie się pogubiłam w kwestii dat. Niestety, daleko mi do umysłu ścisłego. Będę podziwiać każdego, który zapamięta wszystko w odpowiedniej kolejności, bo przecież ta nie zawsze zachowana jest w książce. Prezentowany jest zbiór wspomnień, wtrącane są anegdoty – można było, co też zrobiono, jedynie postarać się o zachowanie logicznego porządku.
Kiedy próbuję jednym słowem nazwać relacje, jakie łączą
piłkarzy, przychodzi mi na myśl tylko jedno – RODZINA. Najbardziej szalona z
wszystkich szalonych. Nie każdy pała tutaj do siebie miłością, ale łączy ich
szacunek i wspólny cel. Poznajemy ich przezwiska, wspólne zainteresowania.
Dowiadujemy się, komu nie dane było świętowanie. Oraz tysiące innych spraw,
których nie sposób wymienić, ale wszystkie składają się na obraz kumpli, z
którymi chciałoby się pójść na piwo. Moją ulubioną historyjką jest opowieść o
przeprosinach napisanych na czole. Ubaw gwarantowany
„Sekrety La Roja” to też mimowolne wskazywanie kierunku, w
jakim zmierza cały światowy futbol. Niedawno wybuch ogromny skandal z L.
Amstrongiem, zarzuty rykoszetem odbiły się również na Messim, który korzystał z
pomocy lekarzy. Tymczasem doping może być również techniczny, za czym przemawia
obecna waga butów. Same kontrole nie są już tylko wymysłem komitetów
antydopingowych. Ze sporym zdziwieniem przeczytałam o zainstalowanych kamerach
w pokojach sportowców. Reprezentacja „zaopatrzona” jest również w agentów do
zadań specjalnych/ wywiadu sportowego, którego celem jest zdobycie wszystkich
możliwych informacji o przeciwniku. Z drugiej strony, Hiszpanie za mecz
towarzyski inkasują 2 miliony euro (patrz ostatni mecz w Panamie). Przy takich
stawkach nie można sobie pozwolić na jakąkolwiek niepewność.
Czyta się bardzo dobrze, bez zbędnych ociągnięć. Choć moim zdaniem nie
należy się z tym zbytnio śpieszyć. Lepiej delektować się niczym dobrym winem,
powoli odkrywać karty na stole.
Podsumowując:
Idealna dla miłośników Espanii oraz łowców ciekawostek.
Sprawnie, przyjemnie i na temat napisane. Książka, która odkrywa nieznany i niedostępny świat. Rzeczywistość, o której można marzyć i życzyć sobie podczas zbliżających się świąt.
Każdy widzi gdzie, kiedy i kto. :-)
*książka została napisana przed wygraniem Euro 2012
1 komentarzy:
Oj jakie ja mam dobre wspomnienia związane z tą książką. Świetna. Przywołująca wspomnienia i wzruszałam się na niej też...
Prześlij komentarz