czwartek, 6 listopada 2014


    "Tylko Ciebie chcę" to hiszpańskojęzyczna adaptacja kultowej również w naszym kraju powieści włoskiego pisarza Federico Mocci. Poprzeczka została zawieszona wysoko. W głowie nadal miałam nie tylko emocje przeżywane podczas czytania, ale też i te towarzyszące mi, kiedy oglądałam pierwszą, włoskojęzyczną adaptację. Niestety, nie udało się jej przeskoczyć.

Zacznę od krótkiego wprowadzenia dla wszystkich, którym fabuła jest obca. Hache (w oryginale Step) wraca do rodzinnej Barcelony (Analogicznie: do Rzymu) i spotyka Gin. Po krótkim okresie wzajemnych podchodów i zalotów stwierdzają, że chcą być razem. Jak to zwykle bywa w przypadku romansów, nagle coś staje na przeszkodzie.... Przed widzem staje pytanie: uda się czy się nie uda? 

Piękny główny bohater. Stanowczo zbyt piękny. Zbyt gładki, lśniący niczym wampir Edward w słońcu. Twarz tak gładka, ze może jedynie sugerować wizytę w klinice medycyny estetycznej lub zwykły brak doświadczeń życiowych. Jest zupełnym przeciwieństwem włoskiego odtwórcy roli. Tamten choć nie miał kaloryfera, mógł się pochwalić oczami opowiadającymi historię, wręcz hipnotyzującymi. Błysk w oku świadczył o charakterze, zadziorności tak pożądanej przez kobiety. Ona równie nijaka. Wątła postura, równie mało wyrazista twarz, zbyt dziecinna. 

Nie chcę być niegrzeczna, bo też nie chodzi mi obrażanie ludzi. Jednak reguły dodawania są nieubłagane. Zero plus zero to zawsze zero. Pokazanie aktu miłosnego, kobiecego biustu i męskich pośladków to zbyt mało, aby mówić o chemii między głównymi bohaterami. Innych w zasadzie w tym filmie nie ma. Są mało wyrazistym tłem, którego nie można zapamiętać.

Jak już napisałam wyżej, czytałam książkę i moje wymagania były duże. Każdy minus równał się więc sporemu rozczarowaniu. Uważam, że pominięto ważny wątek, a mianowicie przyczyny zachowania Hache. Pozostał tylko laluś, który czasami nabierze pary w gębę i coś powie. Taki, który może zainteresować nastolatki z dolnego przedziału wiekowego, bo im faktycznie niewiele potrzeba. Odniosłam wrażenie, że wybrano zdarzenia najłatwiejsze do przedstawienia, gdzie jeszcze wykonanie było po łebkach. Nie podobał mi się również zabieg ze zmianą imienia. Było to zupełnie niepotrzebne i mylące. 
Jedynym plusem jest widok na Barcelonę nocą. Trwa zaledwie kilka sekund, ale każdy chce się tam od razu znaleźć. 

Podsumowując:
Jeśli chcecie zapoznać się z piękną historią Hache/Stepa i Gin, sięgnijcie po książkę. Film jest niewarty poświęconego czasu. 
Next
This is the most recent post.
Previous
Starszy post

0 komentarzy: