środa, 5 listopada 2014


    Mądrość ludowa głosi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Co niektórzy dodaliby od siebie, że najlepiej stać z brzega, bo wtedy najłatwiej nas wyciąć z tego "sielankowego" obrazku. Ale... Jeśli nie ma idylli, to przynajmniej może być zabawnie. Dokładnie tak, jak u Wiktorii.

Nauczycielka w szkole podstawowej. Według dzisiejszych standardów nadal młoda, z perspektywą na lepsze jutro. Zdaniem swojej matki jest starą panną, która nie powinna wybrzydzać w kwestiach matrymonialnych i natychmiast zaciągnąć do ołtarza pierwszego chętnego kandydata. Nie posiada kota, ani też psa. Ma za to siostrę, u której mieszka, siostrzeńca i siostrzenicę, niezbyt lubianego szwagra, specyficznych rodziców oraz bliższych lub dalszych przyjaciół.
Wiktora, jak to w damski czytadle bywa, postanowiła rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Gorzej jest tylko z pomysłami na realizację celu. Dodatkowo musi stawiać czoła nowym problemom, pacyfikować kłótnie siostrzeńców i zaciskać zęby podczas wizyt u rodziców. Większość rzeczy robi w sposób zabawny, ale jednocześnie nie brakuje tam gorzkich przemyśleń.

Nie jest to dzieło wybitne, ani nawet wielkie. Porządna powieść zahaczająca o bycie czytadłem, idealna na długie zimowe wieczory. Właśnie w tym tkwi siła jej przebicia. Pozwala na relaks po ciężkim dniu i zarazem nie funduje czytelnikowi uczucia odmóżdżenia.

W charakterystyce postaci posłużono się prostą zasadą kontrastów. Im bardziej skrajnie tym lepiej. Każde pokolenie ma przedstawicieli na dwóch biegunach. Wychodzą z tego niekiedy wybuchowe mieszanki. Czy polubiłam Wiktorię jako główną bohaterkę? Nie wiem. Nie czuję bym ją tak naprawdę poznała. Mogę opisać jaką jest córką, siostrą, ciotką nauczycielką, przyjaciółką, partnerką... Ale gdzieś umyka obraz człowieka, jednostki samodzielnej. Z drugiej strony myślę, że nie mogę wiedzieć nic ponad to, co ona wie osobie. Wie niewiele, jest na początku swojej drogi samopoznania. W końcu potrzeba ponownego zdefiniowania własnej osoby jest popularnym elementem w literaturze kobiecej.

Jednym z ciekawszych wątków jest poszukiwanie nowego partnera przez Wiktorię. Wybrała do tego jeden z najbardziej popularnych sposobów, założyła konto na portalu randkowym. Jak w soczewce widać problemy współczesnych singli. Ich egoizm, narcyzm (cecha charakteryzująca szczególnie mężczyzn), naiwność, koloryzowanie rzeczywistości i własnej fizjologii. Dzięki Internetowi mamy na wyciągnięcie cały świat, możliwość rozmowy z osobą mieszkającą na drugim krańcu Polski i nie tylko. Mimo tego ułatwienia zatraciliśmy umiejętność rozmowy. Wysyłane wiadomości to tylko zbitki linków do YouTube'a, skopiowane dowcipy i znaki graficzne mające udawać naszą mimikę. W zakresie komunikacji cofnęliśmy się do epoki neolitu.

Stworzone dialogi często pokazują, że autorka jest bacznym obserwatorem otaczającej jej rzeczywistości. Szczególnie w  przypadku młodzieżowego slangu możemy się domyślać, że odbyła wywiad środowiskowi i odbyła wiele korepetycji. Mimo, że sama nadal zaliczam się do osób młodych, to niekiedy czułam się jak prawdziwa staruszka. Oczy wychodziły mi z orbit na widok tego cudacznego słowotwórstwa. Wiele określeń słyszałam po raz pierwszy i nie wiem, czy chciałabym to powtórzyć. Natomiast oceniając powieść całościowo mogę powiedzieć, że napisana jest językiem prostym i przez to czytanie staje się błyskawiczne.

"Histerie rodzinne" to powieść słodko-gorzka. Idealnie napisana o nieidealnym życiu. Pokazuje, że perfekcyjne rodziny istnieją tylko w magazynach. Wszystkie cztery ściany pochłaniają tajemnice, krzyki i nie pozwalają im przedostać się do świata zewnętrznego. Jednocześnie nie pozwala się czytelnikowi na utratę nadziei. Chociaż bohaterowie kłócą się, obrażają w niecodzienny i niewybredny sposób, to w chwilach wyjątkowych potrafią się zjednoczyć.

Jeśli więc macie ochotę na spokojny i przyjemny wieczór, podczas którego owiniecie się kocem, a na stoliku obok będzie stać filiżanka z gorącą herbatą... To może być pozycja właśnie dla Was.

0 komentarzy: