czwartek, 31 grudnia 2009


Ta książka to zapewne jeden z wielu plusów mojej blogowej działalności, ściślej mówiąc Waszych recenzji. Osobiście sama pewnie nigdy bym nie sięgnęła po książkę z kraju kwitnącej wiśni. Zawsze wydawało mi się, że to nie mój styl a jednak głęboko się myliłam. 
Z tego też miejsca dziękuję Wam za nawrócenie:). 
 
Tytuł jest równoznaczny z piosenką gruby The Beatles. Przy większości piosenek z początku jestem na nie, z czasem jednak przy kolejnych odtwarzaniach muzyka dociera do moich uszu, odprężam się, uśmiecham. Dokładnie tak samo jest w przypadku tej książki. Po pierwszych kilku stronach byłam na nie, nie wiedziałam, co innym czytelnikom się podoba. Postanowiłam jednak dokończyć by móc wyrazić swoje niezadowolenie. Po niezadowoleniu nie ma ani śladu, z kolejnymi stronami słowa wchodziły we mnie jak przyjemna muzyka, nie mogłam się oderwać. Murakami fantastycznie łączy w sobie elementy nowoczesności i tradycji, która niewątpliwie w Japonii odgrywa ogromną rolę. Osiągnął pełną harmonie, ale tylko mistrzom się to udaje. 
Książka dla tych, którzy oczekują czegoś więcej niż happy endu. Tematyka dorastania, inicjacji seksualnej, społecznej, miłości, konsekwencji własnych wyborów, potrzebie bycia wyjątkowym i akceptowanym w wersji dla dorosłych. Nawet laicy tacy jak ja widzą w niej wyraźny wpływ mentalności wschodniej. Bohaterowie uosabiają dokładność, systematyczność, upór, trzymanie się reguł, przyjmowanie nakazów z „góry” w obawie przed represjami. Najważniejszym punktem książki są samobójstwa młodych ludzi. Te od zawsze kojarzyły mi się z Japonią jak i z całą Azją. Samobójstwa często bez przyczyny, a raczej bez dociekania do przyczyny. W książce Murakami opisuje zakład dla chorych psychicznie. Wyjątkowy zakład, bo tam każdy pomaga, każdemu. Nie ma wyraźnej linii między pacjentami a lekarzami. Uczą się wzajemnie. I jak mówi jedna z pacjentek każdy z nas jest na swój sposób chory, tylko niektórzy nie chcą się do tego przyznać. 
 
Powieść z gatunku tych przeczytanych raz a pamiętanych przez całe życie. Polecam gorąco, z zastrzeżeniem, że lepiej ją czytać w domowym zaciszu niż głośnym pociągu czy autobusie. 


4 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Dla mnie ta książka była strasznie smutna, ale i tak mi się podobała. Przy okazji - szczęśliwego Nowego Roku! :)

Unknown pisze...

To prawda książka jest smutna, dlatego lepiej czytać ją w domowym zaciszu by jak najwięcej z niej wyciągnąć. Chociaż przyznam się, ze w mojej duszy jakiś promyk nadziei zostawiła.

Agnes pisze...

Czytałam, ale jak dla mnie to słabsza powieść tego autora, dwie inne cenię bardziej.

tola pisze...

od jakiegoś czasu myślę, o tym, żeby przeczytać tę powieść jeszcze raz. zwłaszcza przed obejrzeniem ekranizacji, żeby na świeżo sobie porównać :)