sobota, 5 kwietnia 2014


    Istnieją filmy, które przypominają mi o dzieciństwie. Czasie, kiedy wszystko brałam za dobrą monetę. Świat był wtedy barwny, a jednocześnie czarno-biały podczas próby jego oceny. Coś było dobre lub złe. Towarzyszyła temu naiwność, często powodowana brakiem wiedzy o świecie dorosłych. Jednym z takich filmów jest „Śniadanie u Tiffany'ego” z Audrey Hepburn w swojej najbardziej czarującej odsłonie.

Na książkę „Piąta aleja, piąta rano” trafiłam przez przypadek. Uwagę przyciągnęła okładka. Pomyślałam, że to kolejny romans z filmem w tle. Kolejna historia o dziewczynie z sąsiedztwa, która naśladuje styl swojej idolki. Kiedy jednak przeczytałam notę wydawniczą, okazało się, że jest to opowieść o tym, jak powstał jeden z moich ulubionych filmów. Wtedy zrozumiałam, że muszę ją przeczytać.

Historia zaczyna się od postaci samego autora powieści. Poznajemy Trumana jako człowieka samotnego, choć otaczającego się tłumem ludzi. Większość z nich stanowiły kobiety, jego muzy zwane inaczej Łabędziami i uważane za najbardziej wpływowe obywatelki z Nowego Jorku. Na ich czele stała Babe Paley. Ta przyjaźń zmieniła jego życie. „On stał się jej uszami, oczyma, a czasem ustami, jej ucieczką od monotonnego szumu wyższych sfer, a także przewodnikiem po intelektualnych obszarach, który Babe nigdy dotąd nie eksplorowała. Natomiast Babe – tak jak Holly dla nieznanego z imienia narratora Śniadania u Tiffany'ego – była dla Trumana creme de la creme czystej rzeczywistości”.*

Truman Capote i Paley'owie  na Jamajce. Tam spotkali się
po raz pierwszy.

Babe Paley w obiektywie Richarda Avedona

Często powtarzane jest zdanie, że Capote nie chciał Audrey w roli Holly. Niewielu jednak wie, że sama Hepburn nie była od początku nastawiona pozytywnie. Rola prostytutki znacznie odbiegała od jej wcześniejszych bohaterek. Przeciwny był też jej mąż, którego niechęć mogła wynikać z zazdrości o odniesione wcześniej sukcesy. Przekonywał, że dla widowni to może być zbyt duży szok. Dotąd Audrey była utożsamiana z grzeczną kobietą, idealnym wzorem dla nastolatek. „Śniadanie u Tiffany'ego” mogło wszystko zaprzepaścić, być błędem, którego publika nigdy nie wybaczy. Dzisiaj wiemy, że stało się zupełnie inaczej.

Film stał się popularny także dzięki kreacjom Holly. Czarna suknia połączona z perłami i charakterystycznym upięciem włosów przeszła do historii mody. Marzenie wielu kobiet zostało zaprojektowane w pracowni Huberta de Givenchy. Ciekawostką jest, że para Hepburn-Givenchy spotkała się już wcześniej. Audrey poleciała wtedy do Paryża, aby wybrać kreacje do filmu „Sabrina”. Poszła do atelier mistrza, ale ten nie był zbytnio zainteresowany jej osobą. W końcu była tylko panią Audrey Hepburn, nie Katharine. Mimo trudnego początku, zostali w końcu przyjaciółmi. „Audrey stała się muzą, na którą czekał Givenchy, on zaś Pigmalionem, jakiego potrzebowała, by obudził ją do życia. Ich wzajemna współpraca rozwijała się przez następne pięć lat, by osiągnąć punkt kulminacyjny w Śniadaniu u Tiffany'ego, ale wówczas Audrey i Hubert byli już jak igła z nitką – symbiotyczni aż do absolutnej zgodności”*.

Audrey Hepburn i Hubert de Givenchy. Przyjaźń trwająca przez lata. 

Czytelnik poznaje nie tylko anegdoty z planu zdjęciowego. Ma również możliwość porównania powieści z jej adaptacją. Ja sama nabrałam ochoty na ponowne przeczytanie powieść Trumana. Czytanie o niej było niczym odkrywanie nowego świata. Zastanawiałam się, czy opisane zdarzenia naprawdę miały miejsce. Zdałam sobie sprawę z tego, że moja interpretacja, bez odnoszenia się do tamtejszych realiów i znajomości Nowego Jorku, była o wiele uboższa. Już samo nazwisko Holly to zlepek dwóch słów, które ja dotychczas traktowałam jako całość. Go (iść) lightly (swobodnie). Po prostu.

Książka zaskakuje praktycznie na każdej stronie. Musiałam się bardzo pilnować podczas pisania tekstu, żeby nie zdradzić wszystkich „smaczków” i tym samym wzbudzić ich niedosyt. Nie chciałam odbierać radości z czytania, jeśli zdecydujecie się poświęcić jej swój czas.
Sam Wasson w jasny sposób wyjaśnia dlaczego dokonano takich właśnie wyborów i dlaczego nie mogło być inaczej. Portretuje Amerykę lat 50 i 60, uchwycił panującą wtedy atmosferę i styl życia. Przybliża sylwetki gwiazd Starego Hollywoodu i filmy, w których występowały. Na tej podstawie można stworzyć listę „tytułów do obejrzenia”.

"To,co zajęło mu (reżyserowi) większość czasu pomiędzy drugim a dziewiątym listopada, kiedy to osiągnął zamierzony rezultat, w filmie trwa zaledwie trzynaście minut"*.

Podczas lektury o aktorach i sztabie produkcyjnym miałam wrażenie, że to „niechciany film”. Na każdym etapie ktoś czegoś nie chciał. Truman nie był chętny do sprzedania praw autorskich, a później z dezaprobatą przyjął angaż odtwórczyni głównej roli. Jego życzenie mogło zostać spełnione, ponieważ Audrey nie była chętna do opuszczenia rodziny i podjęcia się nowego wyzwania zawodowego. Problemy tyczyły się również wyboru scenarzysty oraz reżysera. Oscarowa piosenka mogła nigdy nie ujrzeć światła dziennego, gdyby nie upór producentów i samej Hepburn, która początkowo nie chciała śpiewać.

Zaryzykowałabym więc tezę, że to mały cud spowodował powstanie filmu, który z wielką przyjemnością oglądany jest do dzisiaj. Przeczytajcie o nim. Polecam.


Oktawa i jedna sekunda. Dokładnie taka była siła głosu Audrey. Wystarczyło, by poruszyć publikę i zyskać Oscara.

*Cytaty pochodzą z książki "Piąta aleja, piąta rano" - Sam Wasson, wyd. Świat Książki

0 komentarzy: