Uwielbiam dzieci. Ich śmiech radości jest muzyką dla mych uszu i duszy. Nigdy nie mogę się nadziwić ile słońca może tkwić w tak malutkich oczkach. Są kopalnia humoru, pocieszenia, nieograniczonej i bezwarunkowej miłości. Jednakże bycie najlepszą ( a jak!) ciocią na świecie zobowiązuje do coraz głębszych podróży na ląd dziecięcej literatury. Podczas jednej z takich wypraw wylądowałam na planecie okrągłej niczym tiulowa spódnica baletnicy. Wszystko to dla mojej małej Miss Marc, która od pewnego czasu na takowe zajęcia uczęszcza. Nie było, więc innego wyjścia niż dowiedzieć się czegoś więcej by dzielnie odpowiadać na coraz to trudniejsze pytania młodej damy. Równie trudne jest zakwalifikowanie „dzieła” do grupy wiekowej. Nie jest to książeczka, która poczytamy maluchowi do snu. Trochę starszy nie zrozumie dowcipów autora, a ten, który zrozumie jest już za „stary” i uzna książkę za zbyt dziecinną. Kolejny problem jest ze wspomnianymi dowcipami autora. Sporo jest delikatnych odniesień do seksualności i spraw intymnych. Napisane są w taki sposób, że absolutnie nie gorszą jednak dzieci ich nie zrozumieją. Sami chyba przyznacie, że nie ma sensu kupować dzieciom książek, których smaczków nie zrozumieją, A właśnie te smaczki stanowią sens zrozumienia kontekstu sytuacyjnego. Treść, choć uporządkowana chronologicznie czasowo, sieje spory chaos. Autor z jednej strony pisze niedbale jak np. „w roku.... czy coś koło tego”, a z drugiej zawiera znowu szczegóły których dzieci nie zrozumieją. Odwołuje się do dzieł, których to znowu dzieci nie widziały ( i w najbliższym czasie raczej nie zobaczą ) i nazw, których nie zapamiętają, nie mówiąc już o problematyce sztuk. Lektura raczej nie zachęci i nie przekona dzieci do spojrzenia przychylnym okiem na balet. W zasadzie to ciężko mi nawet powiedzieć, jaki jest sens napisania takiej książki, poza oczywistym zarobkiem.
Jeśli już miałabym komuś ją polecić to jedynie rodzicom by zapoznali się z kilkoma ciekawostkami do opowiedzenia dzieciom np. jak wyglądały dawniejsze stroje czy powszechne dziś baletki. Zaś, jeśli chodzi o historię cóż, na pewno nie dla dzieci, czy dla rodziców? Nie, to również nie ten poziom.
Zawiodłam się ogromnie. Nie kupujcie tej książki swoim małym księżniczkom, szkoda na to ich czasu. Lepiej będzie jak pomarzą o byciu baletnicą niż mają o tym czytać.
Home
»
dla dzieci
»
literatura amerykańska
»
popularnonaukowa
»
przeczytane w 2010
» Baletki i baleriny, czyli ... - David W. Barber
niedziela, 4 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarzy:
Prześlij komentarz