niedziela, 25 lipca 2010

      Nie mam zbyt wielu talentów muzycznych o słuchu absolutnym nawet nie wspominając. Pomimo tego muzyka od zawsze mnie fascynowała i nie przeszkadzało mi odbieranie jej czysto intuicyjnie. Podziw dla niej zaś zyskałam na studiach, gdy jeden z moich ulubionych wykładowców stale opowiadał przeróżne anegdoty na ten temat. Dzięki temu też milej było czytać książkę i potwierdzać fakty, które zdawały mi się nierzeczywiste.
Książka o tym jak muzyka może pomagać w leczeniu, ale również jak może być najgorszym wrogiem człowieka. W głównej mierze jest to zbiór udokumentowanych przez autora przypadków w tym często dotyczących jego samego. Oliver Sacks jest przy tym przezabawny, nie próbuje nas przekonać o swojej wielkości. Każde zjawisko zostaje niezmiernie prosto wyjaśnione, rozkłada je na czynniki pierwsze do tego momentu, gdy będzie to dla jasna jasne jak przysłowiowa konstrukcja cepa.
Czytając tą lekturę sami poczujecie się jak „króliki doświadczalne” i nie będziecie mogli wyjść z podziwu dla możliwości swojego mózgu. Czasami wystarczyło mi przeczytać tytuł piosenki, (której nie słyszałam od dobrych 5 lat i na dodatek nie należała do specjalnie ulubionych czy też wartych zapamiętania) by w głowie wiernie odtworzyć nie tylko linie melodyczna, ale również cały tekst. Zobaczyłam jak niektóre wyrazy potrafią być bardzo sugestywnie np., gdy czytałam o tym jak jedna z pacjentek oblizywała wargi sama to robiła. Zorientowanie się wymagało ode mnie chwili, ale gdy to już nastąpiło przyznaje, że miałam ubaw.
Pan Sacks pozwala spojrzeć na muzykę z neurologicznego punktu, który myślę, że dla większości ( w tym i dla mnie) będzie bardzo zaskakujący i odkrywczy. Okazuje się, że można polepszać swoją umiejętność gry na instrumencie, również podczas myślenia o tym. Gdy w swojej głowie odgrywamy dane partie czy też całe koncerty, nasz mózg wysyła dokładnie takie same impulsy jak podczas rzeczywistego grania.
Muzyka potrafi przywoływać wspomnienia, przywracać chęć do życia, ale też potrafi być niezwykle uciążliwa, czego przykładem są pacjenci z halucynacjami muzycznymi. Wyobrażacie sobie kłaść się do łóżka, gdy dokładnie w tym momencie rozbrzmiewa Wam w głowie najgłośniejszy rockowy kawałek? Na dodatek ten scenariusz powtarza się każdej nocy, 365 razy w roku. To jest możliwe i wcale nie oznacza chorób psychicznych. Szczęście w nieszczęściu, że większości z Nas zostało do tego, ( jeśli w ogóle będzie miało to miejsce) całkiem sporo czasu. Wiele przypadków powiązanych jest z późnym wiekiem pacjentów oraz postępującą głuchotą.
Wydanie zawierało tylko jeden minus. Mianowicie w książce bardzo dużo jest przypisów od autora, często dość długich. Jestem osobą, która lubi ciągłość treści. Przerywanie w połowie opisu danego przypadku, wywoływało u mnie chwilowe dekoncentracje. Przypisy były na prawie każdej stronie, zdarzało się, że zajmowały całą stronę, przez co myślę, że można było się postarać o umieszczenie ich w tekście, a nie pod nim. Żartobliwie można by rzecz, że spokojnie powstałą by z nich druga książka i to w cale nie małych rozmiarów.
Ze swojej strony opisałam, to, co mnie osobiście najbardziej zaciekawiło. Myślę, że nie zależy Wam na streszczeniu książki w momencie, gdy sami możecie po nią sięgnąć. Warto to zrobić by dowiedzieć się czegoś więcej. Staniecie się bardziej świadomi swojego umysłu. Im więcej wiemy, tym lepiej potrafimy wykorzystać swoje możliwości.
Podsumowując: książka popularnonaukowa napisana niezwykle lekko, z ogromnym poczuciem humoru. Bawi i uczy. Czy można chcieć więcej?
Polecam.

                                                       Oliver Sacks we własnej osobie :-).

2 komentarzy:

Ysabell pisze...

Bardzo cenię Sacksa, ale "Muzykofilii" nie miałam jeszcze okazji przeczytać, chociaż bardzo się na nią czaję. Dzięki za recenzję i przypomnienie autora. :-)

PS. Mnie się jego przypisy bardzo dobrze czytało i nie zmieniałabym ich w żaden sposób.Ale ja jestem dziwna i w ogóle uwielbiam przypisy.

Unknown pisze...

Ysabelle,
Każdy odbiór ksiażki jest rzecza czysto subiektywną. Przypisy były napisane równie dobrze jak książka, ale dla mnie były zdecydowanie za długie i za dużo ich było. Choć tego minusu można życzyć każdej książce popularno naukowej, by tylko tym mi podpadały.
Pozdrawiam :)