piątek, 16 lipca 2010

      Ludzie mają skłonności do potępiania odmiennych nacji, wywyższania swojej nad inne. Wtedy inne znaczy gorsze, barbarzyńskie. W rzeczywistości jednak jest to strach przed Nieznanym.
Gdyby tylko Europejczycy chcieli poznać kulturę dalekiego wschodu wiedzieliby, że dokładnie tak samo córki wydawane są w celach zysku, nie z miłości. Tylko nieliczne mogą liczyć na prawdziwe zakochanie tak, jak Catalina infantka hiszpańska zwana później Katarzyną Aragońską królową Anglii.
„Wieczna księżniczka” to fascynująca biografia kobiety, która w szkołach przedstawia się jako „ żonę swojego męża”, gdy tak naprawdę to Henryk VIII był jedynie „mężem swojej żony”.
Tytuł idealnie odzwierciedla osobowość Katarzyny. Nie odnosi się, bowiem do tych wszystkich przywar kojarzących się dzisiaj z określeniem „ księżniczki”. Określenie „ wiecznej księżniczki” symbolizuje hiszpańskie korzenie, które zawsze podkreślała. Jako dziecko miała okazję brać przykład od najlepszych – Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego. Większą część swojego życia w Hiszpanii spędziła w obozach wojskowych, dzięki czemu jako Królowa Anglii była znakomitym strategiem w przeciwieństwie do swojego męża. Była czarującą księżniczką i wspaniałą królową, władającą kilkoma językami, wspierającą swój lud, doskonale czytającą mapy i prowadzącą ku zwycięstwu podczas wojny ze Szkotami. Podobało mi się, że oprócz akcji toczącej się z perspektywy bezosobowego narratora, przedstawiono bezpośrednio zdanie Cataliny w formie jakby wycinków ( często kilkustronicowych) z jej dziennika. Dzięki temu stała mi się jeszcze bliższa, mogłam poznać jej wady i zalety. Czułam się jak przyjaciółka, do której pisze listy żałując jednocześnie, że nie mogę jej odpisać i dodać otuchy.
Philippa Gregory jest niewątpliwie wyśmienitą znawczynią i pasjonatką historii, przez co bez problemu przelała na papier postać Katarzyny, ale również jej otoczenia. Mówi się, że w każdym sukcesie męża jest 50 % zasługa żony. Tak pewnie byłoby podczas pierwszego małżeństwa, jednak w przypadku drugiego z księciem Harry'm ( królem Henrykiem VIII) to właśnie Wieczna Księżniczka miała 100 % udział w funkcjonowaniu państwa. Sam król był bardziej synem, któremu wyprawia się drogie przyjęcia, wymyśla najróżniejsze rozrywki byle tylko dał nam chwilowy spokój. Nie dorównywał jej nawet w połowie, choć pozwalała mu myśleć ( jak każda mądra kobieta), że to właśnie on jest ponad wszystkim i wszystkimi.
Mimowolnie poznajemy również zwyczaje panujące na dworze królewskim, to, co wolno a co jest zabronione. Wszystkie niuanse w tytułowaniu, kolejności w pochodzie, usiedzenia przy stole. Czytamy o tym jak bawiono się kiedyś, jakie były ulubione potrawy i trunki. Nie sposób również odciąć się od sytuacji politycznej. Można by się pokusić nawet o stwierdzenie, że wtedy przynajmniej była jasna. Władcy znali dobre i złe strony swoich przyjaciół oraz wrogów. Dzisiaj polityka jest jedną wielką grą pozorów do tego mało wytworną.
Zakończenie? Tym razem można je zdradzić, większość z Was zapewne zna losy Katarzyny Aragońskiej. Mianowicie została zdradzona przez człowieka, który zawdzięczał jej wszystko, co posiadał, włącznie z tytułem króla. Jestem przekonana, że bez pomocy Katarzyny, sam Henryk VIII zostałby szybko obalony, przecież pretendentów do tytułu władcy nigdy nie brakowało. To ona ustabilizowała jego położenie. On zaś okazał się zwyczajnym niewdzięcznikiem, jak to zawsze bywa, gdy w grę wchodzi nowa miłostka. Książka kończy się w momencie procesu wytoczonemu przeciw królowej. Nie dane jest nam przeczytać o jego przebiegu i werdykcie. Możemy tylko podziwiać opanowanie, klasę oraz ogromną dumę. Uważam, że to fantastyczny zabieg autorki. Królowa Anglii była tak wspaniałą i silną osobowością, że wielką niegodziwością byłoby kończenie powieści jej śmiercią, gdyż zasługuje na o wiele więcej niż dostała za życia. Zasługuje na chwałę, którą niewątpliwie zyska dzięki pani, Gregory.
„Wieczna księżniczka” to powieść ambitna, pełna pasji i żądzy władzy, namiętności sięgającej samych Bogów. Wzrusza, intryguje i uczy.
Polecam ogromnie.

6 komentarzy:

lilybeth pisze...

Twój opis jest bardzo zachęcający. Lubię książki historyczne i doceniam te o kobietach - bo zbyt mało mówi się o ich roli w dziejach, do tego historia żon Henryka jest fascynująca, a ja po serialu "Tudorowie" mam jeszcze większą ochotę czytać o nich. Dotąd trochę się wzbraniałam przed tą utorką, jakoś mnie zrażała ilość produkowanych przez nią pozycji i "romansowate" okładki. Ale zaczynam się łamać - może spróbuję po coś sięgnąć :)

Unknown pisze...

Lilybeth,
Niestety serialu nie oglądałam ( u mnie telewizor stoi w formie ozdoby zbierającej kurzh ), ale od wielu osób słyszałam, że jest naprawdę dobry.
Jeśli zaś chodzi o prozę P. Gregory to zawsze była mi nie po drodze. W końcu nadażyła się okazja i wymówek nie miałam, z czego ogromnie się cieszę. Okładki nie zachwycają, ale już dawno przestałam na nie zwracać aż tak wielką uwagę. Z okładkami jest tak, jak z notami z tyłu z reguły robią je osoby które książki nie czytały. Kwestia estetyczna jak wiadomo względna jest. Książka jest naprawdę warta uwagi. Nie ma w niej nic z ckliwego romansidła, jak wskazywałaby na to okładka.
Pozdrawiam serdecznie :)

Ania Markowska pisze...

Fakt, Katarzyna urodziła się po to, żeby poślubić króla, nie spodziewano się natomiast, że Henryk kiedykolwiek nim zostanie. Myślę jednak, że dość szybko dorósł do tej roli i z pewnością nie był tylko mężem swojej żony. Pantoflarz i wieczny imprezowicz nie zdołałby tak bardzo umocnić pozycji monarchy i swojej dynastii w Anglii i nie przeprowadziłby tak głębokich zmian strukturalnych w kościele. Do książek Philippy Gregory zraziłam się po przeczytaniu "Błazna królowej".

Jeśli jesteście zainteresowane dziejami Tudorów, to pozwolę sobie zareklamować mój dzisiejszy wpis na blogu:)

Unknown pisze...

Elenoir,
Nie śmiem nawet polemizować z Twoją wiedzą. Nie jestem ekspertką historyczną. Do tego każda książka z tej tematyki niewątpliwie jest subiektywna. Zdaje sobie sprawę, że pewne fakty nagina się do swoich celów.
Być może Henryk VII był dobrym królem, ale przygotowanie do tego zapewniła mu Katarzyna. Musiał dorosnąć a kraj nie może czekać.

Pozdrawiam serdczenie :).

Ania Markowska pisze...

Ja też nie jestem ekspertką:) Subiektywizm charakteryzuje nie tylko autorów powieści o Tudorach, również historyków. Np. zupełnie inaczej przedstawia Marię Stuart biograf Elżbiety I, a inaczej jej własny. Dlatego staram się nie poprzestawać na jednej tylko książce o jakiejś postaci historycznej, ale przeczytać kilka i poznać różne punkty widzenia.

ninetaj pisze...

Uwielbiam książki Philippy Gregory, a tą właśnie zaczynam - mam nadzieję, że będzie równie dobra co pozostałe. I również polecam serial "Tudorzy". Moim zdaniem jest bliższy książkom Gregory niż film "The other Boylen Girl" nakręcony na podstawie powieści tej autorki o tym samym tytule. Pozdrawiam!