środa, 26 października 2011


    Babunia. To słowo zawiera w sobie niezbadane pokłady ciepła. Skrywa się w szczerym spojrzeniu. I wreszcie ujawnia się w gotowanych o poranku kaszach mannych, w mokrych śladach na policzkach wiecznie pędzących łobuziaków. Każda z tych sędziwych dam ma swój niepowtarzalny zapach, który w jednej sekundzie potrafi przywrócić najszczęśliwsze wspomnienia z dzieciństwa.
    Dla naszej bohaterki tym bodźcem były fiołki. Dzięki nim zasypiała z uśmiechem na twarzy, otulona myślami niczym babcinymi ramionami. Dziś, w swoich snach wraca do czasów, gdy na nowo, już jako dorosła kobieta, poznaje ukochaną nestorkę rodu, Jeanne. Razem z nią ujawnia się prawda, że „widzimy w naszych bliskich to, co sądzimy, że o nich wiemy.”* Jej uwadze umykał nie tylko bogaty zasób słownictwa, jakim dysponowała rodzicielka, ale też tak prosta sztuczka, jaką było chowanie arcydzieł literatury światowej za okładką Biblii. 
Jade w tych marach nocnych jest trzydziestoletnią kobiet. Dziennikarką, która po raz kolejny poszukuje swojego miejsca w przytłaczającym wszechświecie. Robi to poprzez mężczyzn, pracę zawodową oraz pisząc powieść, której pierwszą czytelniczką i zarazem krytyczką będzie oddana staruszka. Wkracza tym na drogę, z której nie ma już odwrotu, a każdy kolejny zakręt będzie niczym innym jak tylko zaskakującym odkryciem.

    Frederique Deghelt otwiera przed czytelnikiem drzwi do świata pełnego niespodzianek, gdzie miłość przeplata się z rozżaleniem, niepewność ustępuje miejsca ekscytacji. Starość z młodością toczą nieustanną bitwę o godność, prawo do życia i szczęścia. 
    „Babunia” to w istocie powieść o przemijaniu człowieka, stopniowych, lecz znaczących objawach starzenia się skóry. Czasie, który przecieka przez palce i o tym, że nic nie jest wieczne. Znajdziemy tu również przejmujące i celnie ilustrujące fragmenty o książkach, które koją duszę i potrafią zabrać czytelnika w ekscytujące podróże. 
    Choć z początku wydaje się, że słowa układają się jedynie w logiczną całość, której celem jest happy end, to jednak im bardziej zagłębimy się w fabułę, tym bardziej przekonamy się, że pisarka jest jak rasowa kocica. Chodzi tylko i wyłącznie obranymi przez siebie ścieżkami. 

*”Babunia” Frederique Deghelt, wyd. Świat Książki, str. 95

7 komentarzy:

kinga pisze...

brzmi kusząco :)

Pisany inaczej pisze...

Ja kocham takowe książki, dlatego w kolejnej książce nad którą pracuje będzie również babcia, Po prostu kocham babcie...

onaczytawszedzie pisze...

Lubie takie książki o życiu, które łączy pokolenia. To chyba coś dla mnie.

Cyrysia pisze...

Przemijanie kojarzy mi się z czymś nieuchronnym i bolesnym. Nie wiem czy dojrzałam jeszcze na tyle, by wczytać się w ta tematykę. Zastanowię się jeszcze czy zaryzykować.

Stayrude pisze...

No to książkę z pewnością przeczytam. Uwielbiam historie babć i o babciach.
Będę się rozglądać.

Pozdrawiam

She pisze...

Zawsze wydaje nam sie patrzac na naszych bliskich - rodzicow, dziadkow, ze zyja w innej bajce. Swiat zmienia sie przeciez z dnia na dzien, jak wiec maja byc uniwersalnie do niego dopasowani? Nie da sie. Ale jak sie głębiej przyjrzeć sprawie okazuje sie, że to co w zyciu najwazniejsze nie ma daty, nie ma godziny, lepszych i gorszych czasow. Nasi przodkowie może nie powiedzą nam "jak życ", ale na pewno uzasadnią sensownie "po co".
Przy okazji sięgnę po te pozycje z pewnością. Dziękuje

Beata Woźniak pisze...

Śliczny ciepły tytuł:)