Jest zdecydowanie najbardziej znanym seksuologiem w Polsce.
Niesamowicie oczytany, z dużą kulturą osobistą i nadal posiadający oczy pełne
wigoru. Jego styl bycia określiłabym jako delikatnie zawadiacki. Poważny z
racji profesury, wesoły z charakteru. Często można go zobaczyć w telewizji,
również tej śniadaniowej. Ale jaki jest naprawdę? Jak duże przełożenie na życie
prywatne ma praca? Lekarz (bo nim jest w pierwszej kolejności) postanowił
uchylić nam rąbka tajemnicy w swojej krótkiej autobiografii.
Zawsze uważałam, że profesor Starowicz jest największym
autorytetem w swojej dziedzinie. Zasób jego wiedzy najprawdopodobniej nie ma
sobie równych. Teraz okazało się, że jest mistrzem słowa. Mianowicie, pisał
tak, aby niczego nie napisać. Wydaje się, że po raz kolejny wykorzystał okazję
do „przemycenia” informacji o seksie, ludzkiej intymności i niekiedy chorobie.
Za to tak niewiele jest o nim samym. Głównie informacje, które mogłabym zdobyć
bez większego trudu lub wyciągnąć z logicznych przesłanek.
Odpowiada na najczęstsze pytania. Robi to z humorem, czasem
poprzez anegdotę, których jest naprawdę dużo. Po przeczytaniu tylko nachodzi
myśl, co by powiedziała np. uwodząca pacjentka na wieść o tym, że została
opisana w jego książce. Oczywiście, historie przedstawione są w sposób
uniemożliwiający identyfikację. Ale jak to się ma do samych pacjentów? Nie
wiem. Wierzę jednak, że profesor nigdy nie zrobiłby czegoś, co mogłoby im
sprawić ból i przynieść negatywne konsekwencje. Od przeżywania takich emocji
jest gabinet.
Książka napisana w sposób lekki, przejrzysty. Nie należy się
obawiać nieznanej terminologii, bo ta w razie potrzeby jest zawsze wyjaśniania.
Ciężko jest zachować powagę przez dłuższą chwilę, kilka razy nawet zdarzyło mi
się delikatnie parsknąć śmiechem. Plusem są zamieszczone zdjęcia, na których
widać jak mocne rysy twarzy ma autor i fakt, że czas jedynie mu służy.
Czyta się błyskawicznie. Mnie zajęło to zaledwie pół
wieczoru. Ten krótki czas na pewno wpłynął na odczucie niedosytu. Miałam
wrażenie, że nadal tak niewiele wiem. Dostałam fakty, ale „nie wpuszczono mnie
do domu”. Swoje stanowisko zajmował jedynie w kwestiach zdrowotnych, naukowych
i robił to zgodnie z obecnie panującymi normami. Z punktu widzenia czytelnika
można być zawiedzionym. Pamiętajmy jednak, że pan Starowicz jest nadal
praktykiem, nadal można korzystać z jego porad. Niewielka liczba wiadomości o
samym sobie jest zatem próbą ochrony siebie, wyeliminowania bodźców
niepotrzebnie zniechęcających do niego jako terapeuty/lekarza.
Na koniec...
Pomyślałam, że zapoznając się z historią profesora,
zapoznajemy się po części również z historią współczesnej seksuologii w Polsce.
Bo choć nie ma o tym wzmianki w książce, to był on m.in. przekonującym do
wprowadzenia Viagry na krajowy rynek.
1 komentarzy:
Uwielbiam książki Starowicza, nawet podręcznik do seksuologii pod jego redakcją napisany jest tak, że chce się go czytać. Wciągnęła mnie też seria wydawnictwa Czerwone i Czarne "Lew-Starowicz o...", gdzie w wywiadach lekka tendencja humorystyczna podtrzymuje dialog o rzeczywistych ludzkich problemach. "Pan od seksu" też jest na mojej liście do przeczytania, chociaż przyznaję, że informacja od Ciebie, że nie zostaniemy "wpuszczeni do domu" nieco mnie zawiodła. Ale pewnie i tak spróbuję, z czystej sympatii dla najsłynniejszego polskiego seksuologa.
Prześlij komentarz