Grecja. Słońce, niezwykle przystojni mężczyźni i drinki z
palemką, a dla ochłody morze. Czy można chcieć więcej? Pewnie można. Czy ten
kraj kojarzy nam się z czymś więcej? Nie, bo w większości wybieramy wakacje na
jednej z wysp, która jest daleka od „problematycznych” Aten. Dionisios Sturis
pokazuje, że Grecja jest jak pomarańcza na miejskim drzewie. Kusi kolorem,
zapachem, ale bez odpowiedniego przygotowania jest niezjadliwa, gorzka. Mało
kto pamięta tam o filozofach, jeszcze mniej nimi naprawdę jest.
Reportaż napisany nie tylko z perspektywy dziennikarza, ale
również człowieka, który poszukuje siebie, swoich korzeni. Mężczyzny, który
poznaje kraj, w którym się urodził. Uczy się na nowo języka, bo ten z
„dziwnych” powodów nie przypomina się w mgnieniu oka. Łączy historię z
teraźniejszością, postacie wielkie z małymi. Wszystko przeplata w sposób
ciekawy, niepozwalający na znużenie.
Po raz pierwszy można zobaczyć ludzi, którzy cierpią z
powodu kryzysu. Klęski, na którą świat pozwolił, każdy z osobna. Pozwala
zrozumieć powiązania z innymi krajami i spojrzeć z empatią na tych, których
chcieliśmy odizolować w obawie przed własnym upadkiem.
Grecja wydaje się być tu wymarzonym domem dla wielu
nielegalnych imigrantów, którzy ryzykują życie w przeprawie przez graniczą
rzekę. Jednocześnie jest domem z kartonu dla tych, którzy już w niej mieszkają.
Coraz trudniej o pracę, zarobki spadają, przez co liczba samobójstw nieustannie
rośnie. To szczególnie widoczne w tak patriarchalnym kraju, gdzie to mężczyzna
ma zapewnić byt całej rodzinie.
Ellada (bo tak nazywają ją sami zainteresowani) z historią
dużo okrutniejszą niż starożytne tortury opisywane w mitach. Doświadczyli
komunizmu, musieli zostawiać dobytki całego życia i uciekać do innych krajów, w
tym do Polski. W rozmowach opowiadają o tym, co sprawiło, że chcieli wrócić i
jak rzeczywistość miała się do wyobrażeń. Z drugiej strony autor przypomina
postać (A może przedstawia?) Meliny Mercouri: aktorki, pięknej kobiety i
wpływowej pani polityk, dzięki której możemy szczycić się tytułem Europejskiej
Stolicy Kultury. Uzmysławia, że nie tylko z Czechami jesteśmy jak dwa bratanki.
Nie tylko dawaliśmy im schronienie, ale również mieliśmy wpływ na losy
polityczne. I to bardzo doraźny wpływ.
Historie rodzinne opisane są tu w sposób, który jest
unikatowy. W końcu tysiące ludzi podzieliło ten sam los. Każda rozłąka była
cierpieniem i dramatem, który wielu wyszedł na dobre. Choć nie są wyjątkowe, to
poruszają w ten właśnie sposób.
Znaleźć można tu powiew świeżości od morza i ciężkie górskie
powietrze. Muzykę, śpiew, taniec, kilka uczt i marazm tamtejszych kawiarni, do
których zapuszczają się jedynie mężczyźni. Może nawet nauczycie się kilku
zwrotów, które autor zgrabnie wplata w tekst. Dla uwiarygodnienia dodaje
również zdjęcia, która pomagają przypomnieć sobie zarówno wakacje, jak i
informacyjne skróty z zamieszek.
1 komentarzy:
bardzo chętnie przeczytam, ciekawi mnie w jaki sposób autor podszedł do tematu, po za tym dowiem się czegoś nowego, bo tak jak większości osób, Grecja kojarzy mi się właśnie ze słońcem i pięknymi widokami :)
Prześlij komentarz