sobota, 7 grudnia 2013


    Grecja. Słońce, niezwykle przystojni mężczyźni i drinki z palemką, a dla ochłody morze. Czy można chcieć więcej? Pewnie można. Czy ten kraj kojarzy nam się z czymś więcej? Nie, bo w większości wybieramy wakacje na jednej z wysp, która jest daleka od „problematycznych” Aten. Dionisios Sturis pokazuje, że Grecja jest jak pomarańcza na miejskim drzewie. Kusi kolorem, zapachem, ale bez odpowiedniego przygotowania jest niezjadliwa, gorzka. Mało kto pamięta tam o filozofach, jeszcze mniej nimi naprawdę jest. 

Reportaż napisany nie tylko z perspektywy dziennikarza, ale również człowieka, który poszukuje siebie, swoich korzeni. Mężczyzny, który poznaje kraj, w którym się urodził. Uczy się na nowo języka, bo ten z „dziwnych” powodów nie przypomina się w mgnieniu oka. Łączy historię z teraźniejszością, postacie wielkie z małymi. Wszystko przeplata w sposób ciekawy, niepozwalający na znużenie.

Po raz pierwszy można zobaczyć ludzi, którzy cierpią z powodu kryzysu. Klęski, na którą świat pozwolił, każdy z osobna. Pozwala zrozumieć powiązania z innymi krajami i spojrzeć z empatią na tych, których chcieliśmy odizolować w obawie przed własnym upadkiem.
Grecja wydaje się być tu wymarzonym domem dla wielu nielegalnych imigrantów, którzy ryzykują życie w przeprawie przez graniczą rzekę. Jednocześnie jest domem z kartonu dla tych, którzy już w niej mieszkają. Coraz trudniej o pracę, zarobki spadają, przez co liczba samobójstw nieustannie rośnie. To szczególnie widoczne w tak patriarchalnym kraju, gdzie to mężczyzna ma zapewnić byt całej rodzinie.

Ellada (bo tak nazywają ją sami zainteresowani) z historią dużo okrutniejszą niż starożytne tortury opisywane w mitach. Doświadczyli komunizmu, musieli zostawiać dobytki całego życia i uciekać do innych krajów, w tym do Polski. W rozmowach opowiadają o tym, co sprawiło, że chcieli wrócić i jak rzeczywistość miała się do wyobrażeń. Z drugiej strony autor przypomina postać (A może przedstawia?) Meliny Mercouri: aktorki, pięknej kobiety i wpływowej pani polityk, dzięki której możemy szczycić się tytułem Europejskiej Stolicy Kultury. Uzmysławia, że nie tylko z Czechami jesteśmy jak dwa bratanki. Nie tylko dawaliśmy im schronienie, ale również mieliśmy wpływ na losy polityczne. I to bardzo doraźny wpływ.

Historie rodzinne opisane są tu w sposób, który jest unikatowy. W końcu tysiące ludzi podzieliło ten sam los. Każda rozłąka była cierpieniem i dramatem, który wielu wyszedł na dobre. Choć nie są wyjątkowe, to poruszają w ten właśnie sposób.

Znaleźć można tu powiew świeżości od morza i ciężkie górskie powietrze. Muzykę, śpiew, taniec, kilka uczt i marazm tamtejszych kawiarni, do których zapuszczają się jedynie mężczyźni. Może nawet nauczycie się kilku zwrotów, które autor zgrabnie wplata w tekst. Dla uwiarygodnienia dodaje również zdjęcia, która pomagają przypomnieć sobie zarówno wakacje, jak i informacyjne skróty z zamieszek.

To krótki opis z perspektywy pokoleń, który na długo pozostanie w mojej pamięci.

1 komentarzy:

Magda pisze...

bardzo chętnie przeczytam, ciekawi mnie w jaki sposób autor podszedł do tematu, po za tym dowiem się czegoś nowego, bo tak jak większości osób, Grecja kojarzy mi się właśnie ze słońcem i pięknymi widokami :)