Każdy z nas ma zdarzenie, chwile, o których chciałby zapomnieć, wyrzucić z pamięci. Sposoby na to znajdujemy różne. Chyba najpowszechniejszym jest ucieczka. Myślimy, że nowe życie z daleka od obecnego przyniesie ulgę. Gdy już zamiary zamienimy w czyn dostrzegamy prawdę starą jak świat... Możemy zmienić nad sobą niebo, tyle razy ile tylko zapragniemy, ale nigdy nie zmienimy swojej duszy.
Właśnie zraniona dusza jest dla mnie motywem przewodnim „Zupy z granatów”. To ona łączy i dzieli bohaterów książki. Drugim tematem przewodnim są oczywiście zapachy i smaki, te, bowiem czarują na każdej niemalże stroje. Czarują i to jak skutecznie. Ta książka ma coś, co trudno mi zdefiniować. Niby jest prosta, nie ma w niej nic odkrywczego a jednak nie potrafiłam się od niej oderwać. Czytałam ją nawet mieszając gotujący się makaron, którego gotowanie oczywiście było wynikiem odczuwania głodu podczas tylu literackich smakołyków. Osobiście też nie mogę się doczekać wypróbowania 13 przepisów, które podała autorka. Podoba mi się, że nie są one napisane z tyłu książki bądź nic nie znaczącymi przerywnikami. Otóż każdy przepis jest umieszczony dokładnie przed sytuacją, w której będzie grał jedną z głównych ról.
Lektura wbrew pozorom ( sama się zdziwiłam) jest naprawdę wielowymiarowa. Choć opowiada m.in. o losie kobiety bitej i poniżanej przez męża w Iranie. To przecież wcale nie musimy uciekać do Iranu by zobaczyć podobne sceny. Pewnie wielu z Nas ma to za swoimi 4 blokowymi ścianami, mniej lub bardziej widoczne. Ukazany jest ten mechanizm jak ciężko kobiecie odejść od męża, a jeśli już to zrobi to żyje z poczuciem lęku, że ją odnajdzie.
Za pomocą uroczej włoskiej staruszki Marsha pokazuje jak niewiele trzeba by pomóc komuś, jak bardzo zatracamy się w swojej pracy kosztem innych, często tych najbliższych. A przecież potrzeba tylko chęci by zauważyć. Zaś ksiądz, fryzjerka i włóczęga pokazują, że nie wszystko, co widzimy naprawdę takie jest. Przy odpowiednich zbiegach okoliczności, to my możemy pełnić te funkcje. Bo kto powiedział, że ksiądz musi być tylko poważny, fryzjerka głupią lalą a włóczęga niechlujem i ignorantem ? Nie wszystko złoto, co się świeci, a każde złoto może być przykryte grubą warstwą kurzu. Trzeba tylko chcieć ją zatrzeć.
W całej lekturze nie można pominąć też postaci miejscowego potentata, którego oczywiście interesuje on sam i nikt więcej. Jego postać pokazuje, jak bardzo nieznane są nam wyroki tego świata. Ten, któremu za wszelką cenę będziemy chcieli przeszkodzić może uratować nam życie... Życie pełne jest taki paradoksów.
Lektura porównywana do „Czekolady” Joanne Harris. Hm, ja osobiście prozę pani Harris postawiłabym na półce wyżej, ale pomimo tego „Zupę z granatów” mocno polecam.
To taka wytrawna czekoladka :-)
P.S. Wiecie może, do jakiej literatury można zaliczyć prozę Marshy Mehran? Ja powiem szczerze mam kłopot z racji barwnego życiorysu pisarki. Sprawdzałam na stronie biblioteki i tam pisało, że literatura irlandzka, ale autorka urodziła się w Teheranie. Będę wdzięczna za rozwianie moich wątpliwości. :-)
Polecam!
Home
»
Marsha Mehran
»
powieść
»
przeczytane w 2010
»
seria z miotłą
» Zupa z granatów - Marsha Mehran
piątek, 26 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
12 komentarzy:
Witam :-) To dziś druga recenzją tej książki, którą dziś czytam:-)
Zauważyłam, że poruszyłaś inne tematy z tą powieścią związane. Myślę, sobie że to tak jest, że każdy inaczej odbiera książkę, coś innego jest dla niego ważne.
Napisałaś o przemocy którą możemy mieć za ścianą domu, bloku w którym mieszkamy. Wiesz często się zastanawiałam nad tym. Bo nie ukrywam, że narzekam na moich, ale zawsze sobie myślę, że może być gorzej. Nade mną mieszka wiolonczelistka, która pomimo lat gra ciągle ten sam repertuar no i ciągle nie umie go zagrać poprawnie... Zaprasza do siebie klarnet (czy coś w tym stylu), pianino (gdy ona na nim gra to żenada, ale ktoś do niej przychodzi i nieźle mu idzie) i skrzypce.
U mojego K jest kobieta, sąsiadka, która dzień zaczyna od wrzasków, a jako przecinek nieraz używa słowa k... hahaha nieraz nas tym obudziła. Ciekawy początek dnia. Ale wydaje się być niegroźna, podobnie jak wiolonczelistka uprzykrza życie, ale nie jest to patologia.
Pozdrawiam cieplutko i miłego dnia życzę:-)))
Seria z Miotłą jest wspaniała... też mam w domu jedną książeczką spod tego znaku i już się nie mogę doczekać konsumpcji. O tej książeczce słyszałam jak dotąd dużo dobrego, przy następnych odwiedzinach w biblio, odnajdę ją na regałach :)
pozdrawiam cieplutko :)
"Zupa z granatów" w Twoim wykonaniu jest wyjątkowo pyszna! Zwróciłaś uwagę na wiele rzeczy, które przegapiłam.
Cieszę się, że Tobie również powieść przypadła do gustu.
Kocie,
Ja całe szczęście nigdy nie musiałam narzekać na swoich sąsiadów ( a mieszkałam już w kilku miejscach) i mam nadzieję, że i oni nigdy nie narzekali na mnie :). Podziwam Was za cierpliwość bo ja zarówno jednej jak i drugiej pani powiedziałabym coś grzecznie lecz dosadnie .
Anhelli,
Z każdą książką przekonuje się, że właśnie tak jest i sama "narzuciłam" sobie przeczytanie całej serii. Pod względem książek akurat o braku systematyczności mówić nie mogę. :-)
Lirael,
Ciesze się, że moja recenzja przypadła Ci do gustu. Każdy z Nas ma swoją własną, niepowtarzalną dusze dlatego inaczej odbieramy te same książki. Całe szczęście są takie miejsca w blogosferze i nie tylko, gdzie można zobaczyć ten inny punkt widzenia, a co za tym idzie poszerzyć swoje horyzonty.
Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdeczenie i gorąco :-)
Wyjątkowo sympatyczna i smakowita powieść z drugim dnem. Przypomniałaś mi, że już dawno miałam sięgnąć po drugą część :)
Aaa, i będę wyglądać recenzji "Baru dobrych ludzi", niedawno prawie wyszłam z nim z księgarni, a jeszcze nie spotkałam się z innymi opiniami w necie. Czekam z niecierpliwością :)
Witam! Obawiam się, że to nie takie łatwe, bo o ile nie hałasują pomiędzy 22 a 6 rano to mogą robić co im się żywnie podoba. I myślę, że to by odpowiedzieli.
Ciężka sprawa;-)
Pozdrawiam ciepło!!
kot w butach
BArdzo mi sie ta ksiazka podobala, wciaz na polce czeka Rosewater and Soda bread, czyli kontynuacja losow bohaterek Zupy z granatow, ale chyba jeszcze raz ja przeczytam przedtem. :)
Mnie również tak książka Mehran się bardzo podobała. Teraz muszę sięgnąć po kontynuację, choć ciutkę się obawiam, bo pnoć jest nieco gorsza...
Pozdrawiam!
ja są przepisy, smaki i zapachy to muszę :D i uwielbiam "Czekoladę" ;) zapowiada się ciekawie.
Ych...kiedy ja w koncu przeczytam to, co stoi na półce? "Zupa z granatów" cierpliwie czeka na swoją kolej.
według hasła przedmiotowego w mojej bibliotece powieść ta jest opisana jako powieść angielska - autorzy irańscy ;)
Piękna, smaczna i zajmująca powieść.
Prześlij komentarz