środa, 28 kwietnia 2010

    Jako mała dziewczynka uwielbiałam przyglądać się mojej mamie szykującej się do wyjścia. A gdy już jej nie było od razu czmychałam by połamać sobie nogi w jej szpilkach, udusić się koralami czy wymalować sobie szminką uśmiech godny najlepszego clowna w cyrku. Moja mama była ( i jest!) dla mnie wzorem do naśladowania. Dzisiaj zaś Martyna Wojciechowska pokazała mi, że kobiet do naśladowania jest wiele a szczęście nie jedno ma imię.
Przyznam się szczerze, że nie oglądałam cyklu reportaży „ Kobieta na krańcu świata" w telewizji TVN. Choć nad tym nie ubolewam, bo znając polską telewizje można mieć pewność, że jeszcze nie raz będą to powtarzać. 
Nie jestem pewna czy historie wszystkich kobiet opisanych w książce można uznać za niezwykłe. Choć na pewno właśnie w „zwyczajności” tkwi ich siła. Dają poczucie jedności. Dla mnie to w pewien sposób zadziwiające, że kobieta z drugiej strony globu może mieć takie same problemy, gdy dotychczas myślałam, że dosłownie wszystko nas różni. Tak samo jak My wstają rano by iść do pracy, niepokoją się o swoją rodzinę będąc często ich jedynymi żywicielkami. Żyją marzeniami, które niekiedy brutalnie konfrontuje rzeczywistość pozostawiając poczucie żalu. Niezależnie też od szerokości geograficznej kobiety lubią o siebie dbać. Niekiedy dane sposoby odbiegają od naszych europejskich norm jak np. wybijanie dziewczynkom przednich zębów za pomocą kamienia w jednym z afrykańskich plemion. Niepokonanymi jednak zwyciężczyniami tejże kategorii są Wenezuelki. Bowiem Wenezuela to istna fabryka „prawdziwych” piękności (artykuł o tym m.in. na stronie www tygodnika Wprost pod tym adresem). Dostępne tam są operacje plastyczne, o jakich nawet najstarszym góralom się nie śniło. Szokiem była dla mnie wiedza o wstrzykiwaniu sobie pewnego kwasu do punktu G by szybciej osiągać orgazm i do tego jeszcze, że by był bardziej satysfakcjonujący. Z niemałym przerażeniem czytałam o psychologach wysyłających swoje pacjentki do szkół dla miss. Na wielki plus zasługuje relacja Wojciechowskiej właśnie z tego kraju. Była zabawna i jednocześnie niesamowicie kobieca, nie obce jej były kompleksy. Zresztą, która z Nas by ich nie miała stojąc obok samej Miss Świata. Trudno jest mi opisać wszystkie historie kobiet przedstawionych przez panią Martynę. To technicznie rzecz biorąc niemożliwe. Poza tym zapewniam, że o wiele lepiej przeczytać oryginał niż moje wypociny. Ogromnym plusem tej książki jest jej wielowątkowość. Przedstawia Nam się nie tylko losy bohaterek, ale również przybliża zwyczaje kulturowe czy też historie, która jak wiadomo odgrywa nie małe znaczenie.
Biorąc pod uwagę, że książka jest z serii National Geographic można było się spodziewać fantastycznych zdjęć. W tym przypadku również nie zostałam zawiedziona. Fotografie są najwyższej jakości. Zdecydowanie warto kupić tą książkę dla nich samych. Jedyny minus, jaki z nimi się wiąże to waga. Aby były odpowiednie musiały zostać wydrukowane na specjalnym papierze, przez który książka spokojnie waży ponad kilogram. Jak widzicie nie jest to lektura do torebki. Nie stanowi to jednak problemu, bo uwierzcie o wiele lepiej czytać ją w domu, delektując się poszczególnymi rozdziałami. 
Relacja z tej fantastycznej podróży w pewien sposób otworzyła mnie na różne idee szczęścia. Choć nadal ich nie rozumiem i pewnie nigdy nie zrozumiem z racji odmienności kulturowej to nauczyłam się większej tolerancji. Kiedyś moje poglądy były bardzo wyraziste. Uważałam, że kobieta nie może osiągnąć szczęścia będąc służąca mężczyzny albo jedną z wielu jego żon. Sądziłam też, że kobiety same są winne nieudolności swoich mężów. Teraz już wiem, że sprawa jest o wiele bardziej złożona i nie zawsze jest to tylko kwestia własnych wyborów. Szczęście nie jedno ma imię a kobiety zmagające się z przeciwnościami i szukającego go zasługują na wyjątkowy szacunek nawet, jeśli nie zgadzam się z ich wartościami. Dla mnie to najważniejsza zaleta tej książki, za co podróżniczce bardzo Dziękuje.

9 komentarzy:

Tucha pisze...

Pięknie napisałaś, czuć, że prosto z serca :)
Do książki ciągnie mnie już od dłuższego czasu i oglądałam kilka odcinków na tvn, chociaż za filmami przyrodniczymi nie przepadam ;)
Pamiętam odcinek, gdzie Martyna była w "domu dziecka" dla słoni, jejka ryczałam razem z nią.
Pozdrawiam!

Unknown pisze...

Tucho,
Nie czekaj dłużej. Ja się w tej książce zakochałam i jestem przekonana, że jeszcze nie raz będę do niej wracać. Jeśli zaś chodzi o "dom dziecka" dla słoni to zdecydowanie mój ulubiony rozdział. Pozwoliłam go sobie teraz przemilczeć, by napisać osobną notkę i poprzeć ideę fundacji Daphe Sheldrick.
Pozdrawiam serdecznie :-).

Anonimowy pisze...

popieram Twoją opinię na temat tej książki. ja mogę dodać jeszcze to, że oglądałam cykl programów z Martyną i były naprawdę fantastyczne. tak samo fantastyczne jak ta publikacja.

KassWarz pisze...

książki jeszcze nie czytałam, niestety, ale.. oglądałam serie w TVN i byłam zachwycona- przeżywałam to wszystko, tak jakbym podróżowała z samą panią Martyną.
A do tego jeszcze Twoja recenzja, która dziś mnie właśnie oczarowała... bomba:)

Claudette pisze...

Oglądałam programy pani Martyny, zarówno te z cyklu "Kobieta na krańcu świata", jak i te poprzednie, o których pewnie mało kto pamięta :)
I byłam zachwycona, uwielbiam bowiem podróże, a Wojciechowska ukazuje egzotyczne miejsca niczym najlepszy przewodnik, za każdym razem czułam się jakbym tam z nią była, prowadzona za rękę przez gęstą dżunglę, czy rozmawiająca z kobietami, które w czasie swej podróży poznawała. Jeszcze te zdjęcia...
Ach, jednym słowem - muszę mieć tę książkę!

Pozdrawiam

She pisze...

w Martynie Wojciechowskiej jest coś takiego co mnie przyciąga i oddala jednocześnie. Nie umiem tego racjonalnie określić. Może to taka wrodzona zazdrość, że była w tylu ciekawych miejscach, poznała tylu wyjątkowych ludzi. Tak, to na pewno zwyczajna zazdrość. :)
Nie umiem sobie jednak w głowie ułożyć jakiegoś obrazu Wojciechowskiej jako pisarki. Kurcze a to może być naprawdę ciekawe, zważywszy na fakt, że opowiada nienajgorzej. Zwraca uwagę na szczegóły, odnosi się zawsze do przyczyn, pokazuje wiele kontekstów, nie wymuszając jednocześnie akceptacji własnego stanowiska.
Więc chyba warto sięgnąć po te książkę. Żeby zobaczyć co wywołuje u Ciebie taka ekscytacje, obejrzeć zdjęcia i z zazdrości znienawidzić Martynę jeszcze bardziej :)))
Buziaki dla Ciebie

Unknown pisze...

Kinguś,
Mamy podobny gust, dlatego Twoje paragony z księgarń wyglądają tak a nie inaczej :-). Ale przynajmniej jeśli chodzi o ubrania to czasem dam Ci do myślenia. W kwesti książek nie wymagaj rzeczy niemożliwych :-).

Kaś,
Relacja pani Martyny jest specyficzna ( mówię jedynie o książce ). Nie miałam wrażenia, że bym była obok niej ale na pewno mocno przeżyłam akcje i z każdą stroną chciałam więcej.

Claudette,
Tak jak już napisałam powyżej do Kas. A zdjęcia jak zawsze fantastyczne :-). W przypadku NG nie może być inaczej.

Kasiu moja Droga,
Widzisz jaka z Ciebie zła kobieta. Tylko byś zazdrościła :-). Reszte już wiesz bo przecież nie na darmo tyle rozmawiamy :-).


Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie :-).

B. Silver pisze...

Przyznaję bez ociągania: Mnie również podobał się cykl: "Kobiety na krańcu świata" - chyba obejrzałam wszystkie odcinki... A książki nie miałam jeszcze okazji przeczytać, obejrzeć, ale ponoć jest w mojej bibliotece... Lecę :)

Pozdrowionka :)

madziula pisze...

mhhh a mnie akurat jakoś po telewizyjnych relacjach do tej książki nie ciągnie - nie wiem dlaczego - bo program w sumie mi się podobał ale jakoś nie pociągnął tak na maksa.
Nie wiem czy czytałaś - to polecam z całego serca - "Przesunąć horyzont" piękna książka i strasznie mi było szkoda że się tak szybko kończy...