Nie lubię czuć na sobie wzroku innych w żadnym przypadku, w którym o niego nie zabiegam. Jest to dla mnie krępujące. Zawsze wtedy szukam najbliższego lustra, sprawdzam czy moje rajstopy nie są podarte etc. A gdyby tak być niewidzialną? Początkowo myślę, że większość z nas miałaby wielką frajdę z podglądania swoich najbliższych. Tylko, co się dzieje w przypadku, gdy jesteśmy niewidoczni przez 130 lat? By znać odpowiedź na to pytanie wystarczy zapoznać się z historią Helen.
Czytając tą powieść miałam nieodparte wrażenie smutku. Było w niej coś niezwykle nastrojowego, co autorce udało się utrzymać od początku do samego końca. Teoretycznie książka jest zakwalifikowana do działu, fantasy, praktycznie bardziej realna być nie może.
Czytałam kilka opinii na temat tej książki i w prawie każdej było napisane, że „porusza wiele tematów”. Nie wiem czy do końca bym się zgodziła z tą opinią, ale też wszystko zależy od tego, co uznajemy za „wiele” jak i tego, co sami chcemy wynieść z danej książki. Moim zdaniem autorka pisze tylko to, co w danej chwili jest jej potrzebne. Nazwanie kogoś narkomanem i podanie kilku zdawkowych sytuacji nie jest dla mnie poruszaniem tej tematyki. To bardziej nasza wiedza zdobyta w różny sposób dopowiada sobie resztę i daje powód do myślenia. Tym właśnie sposobem „nakreśla” kilka innych problemów pozwalając czytelnikowi na zastanowienie się i własne wybory. Najbardziej rozwiniętym wątkiem w książce jest fanatyzm religijny. To jak bardzo zatracamy się w pewnych konwencjach, czytamy słowa nie rozumiejąc ich głębokiego wymiaru. Na każde ludzkie przewinienie znajdzie się odpowiedni fragment Biblii. Autorka pokazuje również, że często o grzechy oskarżają Ci, którzy mają ich najwięcej na sumieniu. Co ważne w lekturze nie ma potępienia samej istoty jakiejkolwiek religii chodzi jedynie o stosunek jaki do niej mamy.
Główni bohaterowie są tzw. Światłem (cokolwiek to tak naprawdę znaczy). Pod tą postacią „wchodzą” w ciała osób, z których odeszły ich dusze. Dla mnie była to przenośnia masek, które ludzie noszą, na co dzień. Czyż nie dostosowujemy się do społeczeństwa, w którym żyjemy jednocześnie chcąc uciec gdzieś daleko i być sobą? Każdy z nas żyje pod określonymi rolami, które nie zawsze nam odpowiadają. Czasami czujemy się jakbyśmy nie byli sobą. Ten stan doskonale opisuje Laura w swojej książce.
Lektura posiada zwroty akcji, które skutecznie zapobiegają znużeniu czytelnika i zmęczeniu ciągłym smutkiem połączonym z tajemniczością. Debiutantka świetnie odnajduje się w świecie, gdzie większość rzeczy została już wymyślona i przelana na papier. Wymyśliła 2 światy, które w 100 % idealnie się uzupełniają a dodatkowo opisała to swoim wyróżniającym się stylem. Plus również za zakończenie, które wcale nie jest oczywiste. Ja osobiście właśnie umiejętność ciekawego i zaskakującego zakończenia powieści cenie sobie obecnie najbardziej.
Polecam. Książka z serii dla każdego coś dobrego.
Home
»
fantasy
»
Laura Whitcomb
»
literatura amerykańska
»
powieść
»
przeczytane w 2010
» Światła pochylenie - Laura Whitcomb
środa, 14 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Ha! Nie uwierzysz! W moim miastku, w jednej z większych księgarń, wyprzedano wszystkie jej egzemplarze i po nowy muszę czekać aż do poniedziałku. Shit!!!
pozdrawiam :)
Anhelli,
Faktycznie trudno w to uwierzyć. Tak dobrze działa reklama na blogach czy tak mało mieli egzeplarzy ?:)
Ja również pozdrawiam :-)
Dokładnie, ja również byłam mile zaskoczona zakończeniem, bo obawiałam się, że albo będzie mega przewidywalne, albo mega na wyrost, a wyszło bardzo fajnie :)
p/s Anhelli, serio-serio :)
Pozdrawiam!
Po " serio-serio" powinien być znak zapytania ? :)
Złośliwość klawiatury!
ja nie wiem dlaczego ludzie kwalifikuja swiatlo w innych do fantasy... przeciez wystarczy sie rozejrzec dookola, ilu ludzi naprawde nosi w sobie swiatlo nie widzimy, bo nie wiemy, ze mamy na nie patrzec. a to juz wtedy nie fantasy, a dokument :)
Prześlij komentarz