czwartek, 6 maja 2010

    Mam taką jedną cechę. Mówią, że dobra... Ja mówię, że męcząca jak diabli. Mianowicie bardzo nie lubię niewiedzy. Gdy tylko mi się to zdarza pędzę do biblioteki choćby internetowej, aby głód zaspokoić. Najgorzej jest jednak w przypadku, gdy nie mogę jej przeciwdziałać lub zminimalizować. Wtem dwoje się i troje aż głowa pęka. Z tego też powodu tak długo zajęło mi rozmyślenia nad recenzją „Przemiany” Jodi Picoult. Nie mogłam zrozumieć zakończenia, gryzło mnie ono niemiłosiernie. Aż w końcu zrozumiałam, że nie ma jednego dobrego zakończenia. Każdy człowiek zobaczy tylko to, co chce, nic mniej i nic więcej. Ja zobaczyłam niejednolite szarości.
Jodi wykorzystała mój ulubiony sposób narracji, czyli akcja opisywana jest z perspektywy uczuć kilku osób. Pozwala to na poznanie sytuacji z wielu stron. Dzięki temu możemy zastanowić się nad „zbrodnią namiętności”, poświęceniem matki ( choć osobiście uważam, że osoby bezdzietne nigdy nie zrozumieją tego uczucia w pełni), wybaczeniem, morderstwem, pedofilią i oczywiście karą śmierci. Zadziwiające, że o tak trudnych tematach można pisać w tak lekki sposób. Z jednej strony wisi nade mną wizja małej depresji czytelniczej z drugiej zaś traktowanie po macoszemu. Czytając tą książkę byłam pod wielkim wrażeniem miałam mase myśli, które niestety wyparowały. Zostały tylko moje stare przekonania, które tym razem sobie oszczędzę.
Czy to jest książka warta przeczytania? Owszem. Pozwala stanąć i zastanowić się a do tego poznamy parę kruczków prawa amerykańskiego. Czy wyparują uczucia tak jak w moim przypadku ? Nie wiem, wszystko zależy od tego jakie macie poglądy i jak bardzo będziecie poruszeni by je zmienić, może książka Was tylko upewni w nich.

6 komentarzy:

Klaudyna Maciąg pisze...

Pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to kolejna bardzo ładna okładka - choćby dla nich samych warto sięgać po książki Picoult, choć wiem, że to spory grzech ;)

Zaciekawiłaś mnie tą recenzją i poważnie zastanowię się nad zakupem tej pozycji, kiedy wreszcie porzucę zakupowy odwyk :)

madziula pisze...

u mnie już jest w na półce i czeka na swoją kolejkę.
Co do okładki to ostatnio doszłam do wniosku że okładka dla mnie to bardzo ważny element książki - tej o której nic nie wiem a sięgam do niej po prostu z półki. Wiem ze to jakieś takie mało "profesjonalne" ale nic nie poradzę na to że tak mam :)

słowoczytane pisze...

Okładka jest świetna, o książce czytałam na kilku blogach i zbiera różne recenzje, przez co sama mam ochotę sprawdzić, czy ta książka spodoba mi się, czy nie.

Pozdrawiam!

Odcień purpury pisze...

To chyba jakieś fatum, ostatnio ta ksiązka cały czas mnie prześladuje, a im częsciej ją widzę, tym bardziej niezdecydowana się staje. Coś czuję, że na wakacje ulegnę i ją zakupię, ale na razie będę sobie wmawiać, że nic a nic ta kasiążka mnie nie interesuje :)

Unknown pisze...

Drogie Panie :-).
Jeśli chodzi o okładkę to faktycznie przyciągnęła również moją uwagę. Ale, żeby mi się tak bardzo podobała to nie powiem. Kolory są żywe i to je plus, ale jednocześnie ma coś co mnie odpycha. Mistrzostwo w dzidzinie okładek to moim zdaniem na pewno nie jest.
Jeśli zaś chodzi o tytuł to też uważam, że powinnien on brzmieć "Przemienie" a nie "Przemiana". Dlaczego ? Dowiecie sie czytając książkę. Chodzi o jeden bardzo specyficzny moment i nie będziecie miały problemu z odgadnięciem tej zagadki.

Pozdrawiam bardzo serdecznie :-)

Anhelli pisze...

Ja ostatnio doszłam do przekonania, że w natłoku tylu znanych i popularnych nazwisk, wydawnictwa po prostu muszą oprawiać je w coraz to przemyślniejsze okładki, aby skusić potencjalnego klienta. Zupełnie jak na targu :P

pozdrawiam serdecznie :)