sobota, 10 lipca 2010


            O kobietach... Czyli, o kim? Desperatkach, egoistkach, materialistkach, o tych złośliwych i rozwiązłych, poszukujących i zrezygnowanych. Wiele dobrego słyszałam i czytałam na temat czeskiej literatury. Przede wszystkim chwalono lekkość pióra oraz niesamowite poczucie humoru wobec tego moje oczekiwana wobec tego małego zbiorku były naprawdę duże. To pierwszy zbiór opowiadań w moje „karierze”, który mogę tak jednoznacznie ocenić. Elementem łączącym wszystkie utwory jest.... brak poczucia humoru. Przez całe 128 stron ani razu się nie uśmiałam, przeżyłam jedynie 3 momenty zaskoczenia, ale też nie takie, aby chylić czoła. Liczyłam, że postacie i wydarzenia będą przerysowane, ironiczne, komiczne. Niestety żadne z moich oczekiwań nie zostało spełnione. Pewnie równie śmiało mogłabym przypisać wszystko pod jednego autora. To (sami przyznajcie) jedna z większych obelg, jakie można rzucić w stronę takich antologii.
Przedstawione historie były nadzwyczaj realistyczne, bez problemu w naszym codziennym życiu możemy wskazać ich bohaterki.
Czy warto przeczytać? Cóż... Poczucie humoru to „rzecz” zupełnie ulotna i niezidentyfikowana. Być może to ja się nie znam i powoli zamieniam się w starą jędzę. Jednak pamiętajcie: Ostrzegałam i wszelkie kroki robicie na własną odpowiedzialność. Ja zaś na pewno zmniejszę swoje wymagania, co do czeskiego poczucia humoru.

2 komentarzy:

Ysabell pisze...

Mam tylko nadzieję, że nie odpuścisz czeskiej literaturze po tym jednym zbiorze. Może on po prostu nie miał być zabawny?

Ja Czechów bardzo kocham, a jeżeli miałabym polecić Ci na spróbowanie jednego z nich, nie byłby to wcale dziwny Ota Pavel (lubię), oklepany Hrabal (bardzo lubię), polecany przez snobów Havel (uwielbiam), ani klasyczni Hasek i Capek (ubóstwiam). Wybrałabym gościa, na określenie którego (wobec powyższych) brakuje mi już słów: zdecydowanie mniej u nas znanego (a niesłusznie!) Skvoreckiego.

Skvorecky ostatnio jest u nas nawet wydawany, więc da radę go spokojnie dostać. Jego "Batalion czołgów" uwielbiam prawie tak jak "Paragraf 22." Hellera, a inne jego powieści rozśmieszyły mnie nie raz do łez (chociaż bywają też bardzo smutne). Do tej pory mam dwa egzemplarze "Powrotu porucznika Borówki", chociaż jeden zostawiłam rodzicom...

Choć oczywiście innych Czechów też Ci polecam, ale proponuję raczej klasykę. Ci "nowsi" autorzy już mnie tak za serce nie łapią...

Unknown pisze...

Po takim komentarze grzechem byłoby odpuścić. Powiem więcej, przy takiej zachęcie od razu poleciałabym do księgarni czy biblioteki. Obawiam się jednak, że o tej porze już wszystko zamknięte, a jutro jeszcze niedziela.
Czytając notę wydawniczą miało być zabawnie. Cytując „ nie tylko zabawa stereotypami, ale i intrygująca podróż po kobiecej psychice”. Nic takiego nie znalazłam. Dodam też, że ku mojemu wielkiemu zdziwieniu autorkami większości opowiadań były kobiety.
To już za mną, jak to mówią „ było, minęło”. Zaś samej literaturze czeskiej na pewno jeszcze dam szansę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje za komentarz. :-)