środa, 28 lipca 2010

   Ci, którzy znają mnie prywatnie wiedzą jak bardzo lubię gotować i, że całkiem nieźle mi to wychodzi. Z powodu mojego zamiłowania do kuchni raz na jakiś czas sięgam po literaturę o pograniczu kulinarnym. Nic, więc dziwnego, że z wielką chęcią zapisałam się do „Szkoły niezbędnych składników. Erici Bauermeister.
Autorka zdecydowała się na bardzo dobry zabieg mianowicie zamiast umieszczać swoich bohaterów w bajecznej scenerii Włoch sama tam zamieszkała. Dzięki temu ich kulinarna filozofia w postaci prostoty przebija, książka ewidentnie pachnie pysznościami, ale nie jest naciągana. Bohaterami są Amerykanie i jedna Włoszka, która jedynie wspomina dzieciństwo w słonecznej Italii. Każdy z nich pochodzi z różnej klasy społecznej, ma inne problemy, oczekiwania od życia, różnią się również wiekiem. Gdyby nie zajęcia w pewnej restauracji nie spotkaliby się, a ich życie nie zmieniłoby się.
Cała fabuła nie jest zaskakująca, choć przyznam się, że przeżyłam jeden moment zaskoczenia. To tylko pokazuje mi jak niektóre sytuacje można opisać na wiele sposobów, choć kulturowo oceniamy je na początku bardzo jednoznacznie. W wielkiej metalowej misce pisarka miesza ból, tęsknotę, wybaczenie, nieśmiałość, strach przed odrzuceniem, zatracenie się w codzienności życia. Powstaje dzięki temu niesamowicie lekka lektura, przyjemna dla serca i odprężająca dla umysłu.
Zastanawiacie się pewnie, jakie są te niezbędne składniki. Erica nakłania czytelnika by zajrzał w głąb swojej duszy i tam je odszukał albowiem to, co dobre dla jednego, niekoniecznie musi smakować drugiemu. Zarówno w życiu jak i w kuchni, ( która przecież jest częścią tego pierwszego) nie potrzebna jest wielka ilość, ale znakomita jakość. To właśnie o nią trzeba się starać i dbać by jej nie stracić.
Uczniowie uczą się gotować niesamowite potrawy, tak sniesamowite by same nazwy wystarczyło do pobudzenia naszych kubków smakowych. I choć nie ma przepisów, ( nad czym ubolewam) to sposób, w jaki zostały opisane zachęci wielu by samemu wejść do swojej kuchni i poszukać niezbędnych składników. W końcu coś, co lubimy, w połączeniu z innymi lubianymi smakami nie może dać złych rezultatów pod warunkiem, że okażemy naszym składnikom odpowiedni szacunek. Kuchnia zamieni się wtedy w pracownię samego Merlina, a wynik końcowy będzie oszałamiający. Czymże jest wtedy czas? Jeśli możemy go spędzić otaczając się nieziemskimi zapachami, cieszyć oczy kolorami, których użycia nie powstydziłby się sam Gustav Klimt ( jego celem było tworzenie dzieł wbrew ograniczeniom różnych akademii i konwencjom). Warto jest ryzykować godzinne sprzątanie kuchni dla takich efektów. To w niej dzieją się najpiękniejsze pojednania, najgłośniejsze kłótnie, padają najbardziej szczere wyznania. 
Książka idealna na letni wypoczynek. Ciepła, lekka, smakowita i pachnąca.
Polecam.

Pogoda w Polsce obecnie nie dopisuje, dlatego chciałabym polecić drinka rodem ze słonecznej Italii, dokładniej rzecz biorąc z okolić Veneto ( północna część Włoch). Włosi piją go po obiedzie, ale tak naprawdę każda pora i powód jest dobry by się delektować.

Sgroppino:
Dobrej jakości sorbet cytrynowy
Wódka
Listki mięty
Prosecco ( włoskie wino musujące)

Do szklanki nałożyć sorbet, kilka listków mięty, dać większy bądź mniejszy chlust wódki i uzupełnić do końca Prosecco. Jak widzicie nie podaję proporcji bo ich nie ma, każdy z Was czy Waszych gości może sam przyrządzić drinka według własnych preferencji. W celu dekoracji można posmarować krawędzie szklanki cząstką cytryny i zanurzyć w cukrze czy też zawiesić plasterek cytryny. Wszystko zależy od Was. Nie bójcie się próbować.


Słynne dzieło Klimta " Portrait of Adele Bloch-Bauer I". Sprzedane za bagatela 135 milinów dolarów, co też czyni je najdroższym sprzedanym dziełem na świecie.

10 komentarzy:

Alina pisze...

Nie przepadam za Klimtem, ale jedzenie kocham. Zarówno robić, jeść, jak i o nim czytać. A tego drinka chcę wypić. Najlepiej natychmiast ^^.

Nazwisko autorki jest niemieckie, co sprawia, że od razu pałam sympatią do tej książki. Szczególnie, że wg Ciebie jest dobra :).

Tucha pisze...

Nie lubię gotować :) O wiele bardziej smakuje mi jedzenie, gdy ugotuje je ktoś inny:) Nie mniej - kocham czytać o jedzieniu, a wczoraj z Rrrr robiliśmy typowo tunezyjskie danie - brika :) Mało tego - był doooobry :):):):)
Tę pozycję chcę na wczoraj! I chcę tego drinka :) Ach :)

Lirael pisze...

Książkę już kupiłam, czeka spokojnie na swój czas :)
Dzięki za ciekawą jak zwykle recenzję.

Gosia Bojarun pisze...

Z kulinarnych pozycji słyszałam bardzo dobre opinie na temat książki Julie Powell pt. "Julie i Julia. Rok niebezpiecznego gotowania" Teraz już mam dwie pozycje kulinarne na mojej liście "konieczności czytania" :-)
Pozdrawiam

Unknown pisze...

Alino,
Ja mam jakąś awersję do języka niemieckiego. Ten język jest dla mnie pozbawiony uczucia, ale staram się minimalizować swoje przeczucia:).

Tucho,
Więc może i Ty się podzielisz przepisem. Ja chętnie skorzystam :-).

Lirael,
To ja dziękuje za miłe słowa. Mam nadzieję, że będzie Ci się podobać.

Maleństwo,
Książkę Julie Powell czytałam i nie mam najlepszego zdania o niej. W ogóle nie mnie nie śmieszyła i szczerze nie miałam ochoty po niej iść do kuchni i gotować, wręcz przeciwnie. Tą książkę albo się lubi albo nie. Ja należę do tej drugiej grupy. Niedawno zakupiłam autobiografię Julii Child i jestem pełna nadziei. Julia była osobobą z niesamowitym poczuciem humoru, a dodatkowo czytałam same pochlebne recenzje na temat książki.

Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie :-).

canicula pisze...

Bardzo ciekawie się zapowiada, ostatnio spodobały mi się książki, które wprost pachną kuchnią, szczególnie egzotyczną. Pozdrawiam ;)

Klaudyna Maciąg pisze...

A ja Klimta lubię - mam bowiem wrażenie, że miał upodobanie do brzydkich kobiet, co jest dla mnie niezwykle fascynujące [i daje nadzieję ;)].

Książki nawiązujące do kulinariów ostatnio są bardzo popularne na blogach, a ja jeszcze nie miałam okazji po żadną sięgnąć. Powinnam to nadrobić, bo gotować naprawdę uwielbiam :)

liritio pisze...

I kolejna książka do listy :) najgorsze jest to, że lista "do przeczytania" rozrasta się niekontrolowania, a ja zbyt często wykonuję od niej spore skoki w bok.
Ale "Szkołę..." chyba niedługo przeczytam, podobała mi się Twoja recenzja :)

froasia pisze...

Niezwykle smakowicie to opisałaś, chyba się skuszę na tę książkę ;) Dzięki za polecenie!

Meme pisze...

Książka wydaje się być ciekawa, być może dlatego, że sama lubię czasem coś ugotować albo upiec :)