czwartek, 28 kwietnia 2011

      Nie ma nic gorszego niż thriller, który nudzi i jest przewidywalny. Tess Gerritsen doskonale o tym wiedziała, dlatego napisała książkę trzymająca w napięciu do samego końca.
Powieść ma dwa wątki główne (miłosny i kryminalny), które wzajemnie na siebie oddziaływują, przez co akcja jest żwawa i stale zmienia swój tor. Co chwila pojawiają się nowe wątki, które uniewinniają lub rzucają cień podejrzeń na bohaterów.
Wątek miłosny w tej historii pozwolił na dodanie subtelności głównej bohaterce, która, na co dzień jest lekarzem sądowym. Sami przyznacie, że nie jest to najbardziej czysta i spokojna praca na świecie.
Duże wyczucie autorka wykazała podczas scen erotycznych i nie tylko. Dosłownie czułam na własnej skórze iskry lecące jak i powietrze, które można by ciąć nożem. W przypadku scen erotycznych podobało mi się, że zostawia wiele niedomówień odnośnie wyglądu ciała i tym podobnych, skupiała się na atmosferze, intymności, sferze duchowej.
Ci, którzy szukają wątki moralistycznego, niech szukają dalej. Nie zrozumcie mnie źle. To nie jest głupia czy płytka książka, jednak jej celem wg mnie jest zupełnie, co innego. Thrillery mają zapewnić czytelnikowi dawkę emocji, których nie sposób mu przeżyć na własnej skórze w liczbie większej niż raz, jeśli nie jest policjantem bądź detektywem czy też jak główna bohaterka lekarzem sądowym.
Tess Gerritsen pisze prosto i lekko. Książkę czyta się niezwykle szybko, zaś po jej skoczeniu odczuwa się niedosyt i natychmiastową chęć sięgnięcia po kolejne powieści pisarki.
Tym sposobem ja już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania, a Wam polecam.

3 komentarzy:

Aleksandra Świerczek pisze...

Tego typu lektury chodzą już za mną od jakiegoś czasu. Postaram się ją upolować przy najbliższej okazji ;)

Eliza pisze...

mam już ochotę na tą pozycję od dłuższego czasu. Teraz tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że powinnam przeczytać :)

niedopisanie pisze...

Lubię Tess Gerritssen, ale w małych dawkach - raz na kilka miesięcy. Chyba po prostu ta duża dawka emocji, o której piszesz jest dla mnie nieco za duża... ;)