niedziela, 9 października 2011

    Wstaję rano. Otwieram oczy, biorę kąpiel, jem rogalika. Oglądam poranne wiadomości – od tego momentu zaczynam być bombardowana obrazami matek, które trzymają w ramionach swoje maleństwa. Wychodzę na ulicę. Z zaułków zaczynają wyłaniać się reklamy wózków, najlepszych posypek i najsmaczniejszych zupek. Jeden z maluchów miał tak wygodną pieluszkę, że udało mu się wdrapać na kilka billboard’ów. Otoczona całym zgiełkiem zatrzymuje się na środku jezdni. Pojawiają się pytania. Czego chcę? Czy dam radę tego dokonać? Czy dziecko faktycznie jest warte poświęcenia swojego doczesnego życia? Po chwili uświadamiam sobie, że to jeszcze nie mój czas. Uśmiecham się do kobiety, która stoi obok mnie, jej twarz zdradza marazm ostatnich dni. Wchodzę do księgarni, kupuję „Czarne mleko” autorstwa Elif Safak. Wracam do nieznajomej i wręczam jej prezent. Mówię: To Ci pomoże.  Patrzy na mnie zmieszana, jakbym rzuciła w nią obelgą. Myśli pewnie: Jak to? Przecież jest najlepszą matką polką, a tu stoi tylko na chwilę. Zaraz odejdzie. Tylko odpocznie od nieustannego zmieniania pieluch, wycierania wymiocin. Pójdzie po minucie rozkoszowania się ciszą. Pewnie jest przekonana, że nie mam pojęcia ile decybeli potrafi wydać z siebie jej dziecko gdy nie chce go wziąć na ręce. Ale ja wiem. Również to, że ową chwilę z radością zamieniłaby na godziny, tygodnie, a może nawet miesiące. Przecież widzę jak to robi - zamykając się w sobie. Chwila niewygodnej ciszy.  Wreszcie odpowiada niepewnie: Dziękuję. Siada na jednej z pobliskich ławek i zaczyna czytać. Stopniowo na jej twarzy zaczyna pojawiać się ulga, już wie, że nie jest sama ze swoim problemem. Świadomość, że inne kobiety również cierpią na depresję poporodową jest dla niej pociechą. Pisarka wprowadza ją w świat pełen zrozumienia i siostrzanego wsparcia. Na każdej stronie poznaje z nową, inspirującą przyjaciółką. Równie idealnie nieidealna jak ona sama. Wspólnie wznoszą się na wyżyny, by po chwili kolegialnie sięgnąć bruku. Czasem z hukiem. Czasem w ciszy. Najważniejsze, że w tej sinusoidzie uczą się odnajdywać siłę napędową do dalszego istnienia i rozwoju. Gdy już przewróci ostatnią kartkę jej uśmiech nie będzie chciał zniknąć jak słońce, które niechętnie chowa się za księżycem, gdy dzień zbliża się ku końcowi. Naładowana pozytywnym przekazem będzie mogła wstać i iść zdobywać życiowe Mount Everesty. Albo zwyczajnie żyć - będąc dobrą i wyrozumiałą również dla siebie samej. 

4 komentarzy:

Cyrysia pisze...

świetna recenzja, tak inna i świeża. Choć raczej nie gustuje w tego typu literaturze, to tym razem zrobię wyjątek, bo uległam twoim słowom.

Beata Woźniak pisze...

To książka jak znalazł dla mnie- mój Staś skończył wczoraj miesiąc. Dzięki i już zaglądam na allegro:)pozdrawiam

Claudette pisze...

W środę idę odebrać tę książkę (zamówioną ponad tydzień temu) i już nie mogę się doczekać.

Safak umie przyciągnąć czytelnika ;)

Eireann pisze...

Oparłam się "Bękartowi ze Stambułu", ale tej książce się chyba nie oprę ;-)