Rynek książek fantastycznych jest trudny, ale jednocześnie
ma wiernych fanów – takich, którzy o wiele częściej są skłonni wydać pieniądze
na nowe dzieło cenionego przez siebie autora. Jeśli się mylę, to poprawcie
mnie. Potrzeba czegoś więcej niż ładnej okładki i medialnego szumu. Musi być
jakość. A tą fani fantastyki – a także kryminałów i horrorów – znajdą w nowym
dwumiesięczniku „Coś na progu”.
Tematem przewodnim jest proza H. P. Lovecrafta. Kilka tekstów omawiających jego dzieła pod różnymi kątami. Powraca tutaj zdanie Llosy z „Listów do młodego pisarza”, że każdy autor czerpie z otaczającej go rzeczywistości. Wyciąga z niej to, co najlepsze lub poprawia jeszcze niedoskonałe. To właśnie od pisarza zależy czy wykorzysta swój – niekiedy rzekomy - talent. Lovecraft zdaniem autorów robił to doskonale. Sam czerpał inspiracje , ale też był nią dla innych – stąd jeden z testów mówi o jego wpływie na twórczość muzyczną, głównie zespołów rockowych i metalowych.
W temacie fantastyki utrzymują się również artykuły o wampirzycy lesbijce, nowym podgatunku zwanym „bizarro fiction” oraz anime. Jedni będą mogli uporządkować swoją wiedzę, a drudzy – tacy jak ja- poznać nowe horyzonty. Nawet jeśli nie zapoczątkowało to mojej miłości do anime, to wydaje mi się, że warto wiedzieć więcej o gatunku, który zjednuje sobie coraz to większe rzesze fanów.
Nie mogłoby się obyć bez prozy. Czytelnik może się zapoznać z twórczością Edwarda Lee oraz Stefana Grabińskiego. Opowiadanie tego pierwszego obfituje w niesmaczny i przerażający erotyzm. To naprawdę zadziwiające, że na tak niewielkiej powierzchni można przytoczyć tyle, hm, kontrowersji. Drugie znacznie dłuższe, którego głównym bohaterem jest pracownik kolei i [...]. (Dowiedzcie się sami.)
Miłośnicy kryminału również znajdą tu informacje dla siebie. W pierwszym numerze przybliżona została sylwetka Fandorina, bohatera powieści Borysa Akunina oraz Szweda, komisarza Wallandera. Warto napomnieć, że w przypadku omówienia prozy Mankella pojawia się dużo spojlerów, które mogą odebrać przyjemność z próby rozwiązania zagadek. Jeśli więc macie zamiar zapoznać się z tym przedstawicielem literatury skandynawskiej warto powstrzymać swoją ciekawość, a sam artykuł odłożyć na później.
Prawdziwą gratką są wypowiedzi medyków sądowych. Ich rzeczywistość znacznie różni się od tej przedstawianej w książkach czy serialach. Jak sami przyznają nigdy nie było im dane wezwanie do wielkiej willi, gdzie w basenie unosiłoby się ciało pięknej i młodej kobiety. Za to mogą wiele powiedzieć o tym jak badać materiał biologiczny i jak łatwo go stracić. Przytaczają również tzw. przykłady z życia wzięte, dodajmy, że z własnego życia. Tu żałować można tylko jednego. Zdecydowanie za szybko docieramy do końca.
Widać ogrom czasu, jaki został poświęcony temu magazynowi i zdobywaniu wiedzy przez autorów. Często odnoszą się do dzieł nieprzetłumaczonych na język polski oraz niedostępnych – jak zaznacza Jan Wieczorek – legalnie. Spora liczba ilustracji przyciągnie zapewne wzrokowców. Bardzo podobały mi się przypisy od „kogoś życzliwego”, w których to objaśniano znaczenie, co trudniejszych słów.
Sądząc po rozmiarach to nie magazyn, a jedynie magazynik, niewielkie pisemko. Format A5, objętość 64 stron, gdzie kolor pojawia się tylko na okładce, może budzić wątpliwości. Wszak 9 złotych (bo tyle właśnie kosztuje) to już nie drobnostka, której braku w portfelu się nie odczuje. Po przeczytaniu zaś dochodzi się do wniosku, że redaktor Łukasz Śmigiel zarobił na swoją pensję. Choć i tu podejrzewam, że na razie więcej dołożył. Więc życzę by się zwróciło z nawiązką.
W swojej opinii nie opisałam wszystkiego, bo i nie o to chodzi. Celem jaki wyznaczyłam sobie było zachęcenie Was do samodzielnego sięgnięcia po „Coś na progu” i przekonaniu się, co Was tak naprawdę zaciekawi. Byście znaleźli swój własny sposób czytania. Może zaczniecie od działu kryminalnego, a może od polecenia Lovecraft. To nie ma znaczenia, liczy się tylko przyjemność.
------------
Tematem przewodnim jest proza H. P. Lovecrafta. Kilka tekstów omawiających jego dzieła pod różnymi kątami. Powraca tutaj zdanie Llosy z „Listów do młodego pisarza”, że każdy autor czerpie z otaczającej go rzeczywistości. Wyciąga z niej to, co najlepsze lub poprawia jeszcze niedoskonałe. To właśnie od pisarza zależy czy wykorzysta swój – niekiedy rzekomy - talent. Lovecraft zdaniem autorów robił to doskonale. Sam czerpał inspiracje , ale też był nią dla innych – stąd jeden z testów mówi o jego wpływie na twórczość muzyczną, głównie zespołów rockowych i metalowych.
W temacie fantastyki utrzymują się również artykuły o wampirzycy lesbijce, nowym podgatunku zwanym „bizarro fiction” oraz anime. Jedni będą mogli uporządkować swoją wiedzę, a drudzy – tacy jak ja- poznać nowe horyzonty. Nawet jeśli nie zapoczątkowało to mojej miłości do anime, to wydaje mi się, że warto wiedzieć więcej o gatunku, który zjednuje sobie coraz to większe rzesze fanów.
Nie mogłoby się obyć bez prozy. Czytelnik może się zapoznać z twórczością Edwarda Lee oraz Stefana Grabińskiego. Opowiadanie tego pierwszego obfituje w niesmaczny i przerażający erotyzm. To naprawdę zadziwiające, że na tak niewielkiej powierzchni można przytoczyć tyle, hm, kontrowersji. Drugie znacznie dłuższe, którego głównym bohaterem jest pracownik kolei i [...]. (Dowiedzcie się sami.)
Miłośnicy kryminału również znajdą tu informacje dla siebie. W pierwszym numerze przybliżona została sylwetka Fandorina, bohatera powieści Borysa Akunina oraz Szweda, komisarza Wallandera. Warto napomnieć, że w przypadku omówienia prozy Mankella pojawia się dużo spojlerów, które mogą odebrać przyjemność z próby rozwiązania zagadek. Jeśli więc macie zamiar zapoznać się z tym przedstawicielem literatury skandynawskiej warto powstrzymać swoją ciekawość, a sam artykuł odłożyć na później.
Prawdziwą gratką są wypowiedzi medyków sądowych. Ich rzeczywistość znacznie różni się od tej przedstawianej w książkach czy serialach. Jak sami przyznają nigdy nie było im dane wezwanie do wielkiej willi, gdzie w basenie unosiłoby się ciało pięknej i młodej kobiety. Za to mogą wiele powiedzieć o tym jak badać materiał biologiczny i jak łatwo go stracić. Przytaczają również tzw. przykłady z życia wzięte, dodajmy, że z własnego życia. Tu żałować można tylko jednego. Zdecydowanie za szybko docieramy do końca.
Widać ogrom czasu, jaki został poświęcony temu magazynowi i zdobywaniu wiedzy przez autorów. Często odnoszą się do dzieł nieprzetłumaczonych na język polski oraz niedostępnych – jak zaznacza Jan Wieczorek – legalnie. Spora liczba ilustracji przyciągnie zapewne wzrokowców. Bardzo podobały mi się przypisy od „kogoś życzliwego”, w których to objaśniano znaczenie, co trudniejszych słów.
Sądząc po rozmiarach to nie magazyn, a jedynie magazynik, niewielkie pisemko. Format A5, objętość 64 stron, gdzie kolor pojawia się tylko na okładce, może budzić wątpliwości. Wszak 9 złotych (bo tyle właśnie kosztuje) to już nie drobnostka, której braku w portfelu się nie odczuje. Po przeczytaniu zaś dochodzi się do wniosku, że redaktor Łukasz Śmigiel zarobił na swoją pensję. Choć i tu podejrzewam, że na razie więcej dołożył. Więc życzę by się zwróciło z nawiązką.
W swojej opinii nie opisałam wszystkiego, bo i nie o to chodzi. Celem jaki wyznaczyłam sobie było zachęcenie Was do samodzielnego sięgnięcia po „Coś na progu” i przekonaniu się, co Was tak naprawdę zaciekawi. Byście znaleźli swój własny sposób czytania. Może zaczniecie od działu kryminalnego, a może od polecenia Lovecraft. To nie ma znaczenia, liczy się tylko przyjemność.
------------
Jeśli macie ochotę stać
się właścicielami „Coś na progu”, to zapraszam do zabawy. Pierwsza osoba, która
poprawnie poda imię i nazwisko Pana znajdującego się na zdjęciu, dostanie
egzemplarz „Coś na progu” z Jego autografem. Podpowiem, że stworzeni przez niego bohaterowie to m.in. Jargot Pachnący, Zembria Cyklopka i Barr-Find Czarna Ręka.
Pozostałych zapraszam do spróbowania swojego szczęścia tutaj – do końca dzisiejszego dnia macie szansę na zgłoszenie swoich kandydatur, wystarczy napisać krótki komentarz.
Pozostałych zapraszam do spróbowania swojego szczęścia tutaj – do końca dzisiejszego dnia macie szansę na zgłoszenie swoich kandydatur, wystarczy napisać krótki komentarz.
4 komentarzy:
Pan na zdjęciu to Grzegorz Rosiński, o ile się nie mylę :)
Już się nie mogę doczekać, kiedy będę mogła zapoznać się z tym czasopismem ;)
Przyznam szczerze, że nie widziałam tego czasopisma w moim miasteczku w kolportażu czy kiosku Ruchu.
W tej chwili czasopismo do nabycia tylko w wybranych punktach i przez internet www.dobrehistorie.pl (w opcji z dostawą ekonomiczną - w cenie okładkowej). DH
Prześlij komentarz