Pierwsza miłość. Najbardziej niewinna, powodująca przyjemne
uczucie latających motyli w brzuchu. Nie potrzeba nawet słońca by policzki
nabrały koloru maliny. Nie ważne czy to miejska lolitka czy też wiejska
dziewka. Uczucie nie wybiera, nie pyta o pozwolenie. Przychodzi, po prostu.
Niestety uczucie nie zawsze jest zdrowe, czasem aż trudno uwierzyć, że może
przetrwać...
Marguerite to córka francuskiego doktora Gacheta, siostra Paula. Po śmierci matki przejęła na swoje barki obowiązki domowe. Wręcz stała się tanią siłą roboczą dla ojca będącego zwolennikiem homeopatii, która przynosi wątpliwe efekty niespełnionego (a mówiąc dokładniej, gdyby nie spadek po żonie i własne oszczędności ciężko było by mu wiązać koniec z końcem) oraz zakompleksionego i nieudolnego brata. Obaj panowie żywią nadzieję, że ten stan rzeczy trwać będzie do ich starości. Tym sposobem Marguerite nie może liczyć na uzyskanie dobrego wykształcenia. Lektury, które czyta są ściśle wyselekcjonowane, tak jak znajomi – tego testu nie przechodzi nikt, więc dziewczyna skazana jest jedynie na wymianę uprzejmości z miejscowymi. Jedyną odskoczną i miejscem, gdzie może poczuć choć namiastkę wolności jest ogród. Niemal codziennie dba o roślinność w nim posadzone, zachwyca się zapachami i kolorami.
Z racji otrzymanego wychowania Marguerite nie zwykła się sprzeciwiać mężczyznom, choć nie obce jej było ulżenie sobie w duchu. Działoby się tak jeszcze przez długi czas, gdyby nie pojawienie się Vincenta van Gogha, znacznie starszego a mimo to niezwykle pociągającego. Początkowo miał być jedynie pacjentem doktora Gacheta. Terapia polegała na piciu nalewek o tajemniczych recepturach i malowaniu obrazów, w obu przypadkach im więcej tym lepiej. Van Gogh jako malarz stawiał sobie za cel przedstawienie rzeczywistości w nowym świetle, dotarcie do warstw niedostępnych ogółowi. Nic więc dziwnego, że jedną ze swoich modelek zechciał uczyć córkę lekarza. Ukradkowe spojrzenia i rozmowy prowadzone szeptem, dały początek jednej z piękniejszych historii o miłości, jaką dane mi było czytać.
Akcja powieści toczy się pod koniec XIX wieku. Nie znajdziemy tu jednak opisu życia francuskiej bohemy, do jakiego przywykliśmy. Auvers-sur-Oise, gdzie znajduje się dom Gachetów, nie jest przyzwyczajone do wielkich balów ani też literackich saloników. Jedynie kilka przedmiotów, powód do ogromnej dumy właściciela, przypomina o krótkich odwiedzinach wielkich tego świata. Małe miasteczko jest za to idealnym tłem, które posłużyło autorce do nakreślenia ówczesnych konwenansów – jak się okazało, wcale nie tak odległych od tych współczesnych.
Marguerite zjednuje sobie czytelnika od samego początku. Urzeka swoją skromnością, rozczula infantylnością i przede wszystkim zdumiewa czystością uczuć, tak niespotykaną dzisiaj. Może nie jest zbyt oczytana, nie zna wszystkich zasad królewskiej etykiety, ani też zbyt wiele – w zasadzie to nic – nie dane jej było zobaczyć. Nie można jej za to odmówić dużej inteligencji emocjonalnej. Potrafi instynktownie i celnie opisywać świat wokół siebie. Swoimi spostrzeżeniami zachwyca samego van Gogha, jednocześnie wzbudzając przy tym zazdrość u ojca oraz brata, którzy prześcigają się w pomysłach na zaimponowanie artyście. Zainteresowanie niespokrewnionego z nią mężczyzny jest niej niczym woda i słońce dla kwiatów w ogrodzie, pozwala jej rosnąć i odsłaniać swoje prawdziwe piękno.
Vincent przedstawiony jest tutaj jako osoba niezwykle neurotyczna, posiadająca znamiona choroby psychicznej. Ma rodzinę, do której jest przywiązany, w tym brata, który finansuje jego eskapady. Jak przystało na wielkiego twórcę nie obca mu jest samotność, poczucie, a nawet chęć wyobcowania. Jest bacznym i wnikliwym obserwatorem, który nie rozstaje się z przyborami do malowania. Najczęściej można go spotkać trzymającego pędzel w dłoni, pachnącego terpentyną i olejem.
To nie jest książka o malarstwie, chociaż każda strona jest nim mimowolnie naznaczona. Znajdziemy tu piękne opisy kolorów, nakładania farby na płótno i jej zdejmowania w razie potrzeby naniesienia poprawek.
Tu najważniejsze są relacje międzyludzkie. One się nie starzeją razem ze światem. Możemy udoskonalać komputery, budować coraz to wyższe wieżowce, ale i tak z pokolenia na pokolenie przekazujemy sobie geny, które nie pozwalają zapomnieć o przeszłości. Cechują nas te same pragnienia i potrzeby.
Alyson Richman nie tylko wykonała żmudną pracę, jaką zapewne było zebranie i uporządkowanie danych dotyczących malarza i rodziny Gachetów; ale przede wszystkim przedstawiła ich czytelnikowi w sposób przystępny. Duże znaczenie ma tutaj warsztat - bardzo lekkie pióro, które sprawia, że czyta się jednym tchem, wręcz chłonie się ją niczym gąbka wodę.
”Zakochana modelka” nie jest biografią malarza. To jedynie zarys postaci mistrza i piękna historia o miłości.
UWAGA SPOJLER!
Oprócz biednych „Słoneczników” kojarzony jest również z obcięciem sobie ucha. Większość z Was posiada tą znikomą wiedzę historyczną i wie, że van Gogh popełnił samobójstwo – tak też kończy się jego namacalna rola w powieści. Tu warto zrobić adnotację, że książka została napisana przez autorkę w 2006 roku. Zaś w 2011 pojawiła się obszerna (prawie 1000stron) biografia, w której to przedstawione są przekonujące dowody na to, że Vincent nie mógł popełnić samobójstwa, a sławetne ucho wcale nie musiało być odcięte przez niego samego.
Zabójstwo i wypadek nie pasują do życiorysu wielkiego artysty. Nadal panuje przekonanie, że im większy tym tragiczniejszy ma być jego los.
Nie dowiemy się jak było naprawdę, ale uważałam, że warto byście wiedzieli o tym małym szczególiku. :-)
Marguerite to córka francuskiego doktora Gacheta, siostra Paula. Po śmierci matki przejęła na swoje barki obowiązki domowe. Wręcz stała się tanią siłą roboczą dla ojca będącego zwolennikiem homeopatii, która przynosi wątpliwe efekty niespełnionego (a mówiąc dokładniej, gdyby nie spadek po żonie i własne oszczędności ciężko było by mu wiązać koniec z końcem) oraz zakompleksionego i nieudolnego brata. Obaj panowie żywią nadzieję, że ten stan rzeczy trwać będzie do ich starości. Tym sposobem Marguerite nie może liczyć na uzyskanie dobrego wykształcenia. Lektury, które czyta są ściśle wyselekcjonowane, tak jak znajomi – tego testu nie przechodzi nikt, więc dziewczyna skazana jest jedynie na wymianę uprzejmości z miejscowymi. Jedyną odskoczną i miejscem, gdzie może poczuć choć namiastkę wolności jest ogród. Niemal codziennie dba o roślinność w nim posadzone, zachwyca się zapachami i kolorami.
Z racji otrzymanego wychowania Marguerite nie zwykła się sprzeciwiać mężczyznom, choć nie obce jej było ulżenie sobie w duchu. Działoby się tak jeszcze przez długi czas, gdyby nie pojawienie się Vincenta van Gogha, znacznie starszego a mimo to niezwykle pociągającego. Początkowo miał być jedynie pacjentem doktora Gacheta. Terapia polegała na piciu nalewek o tajemniczych recepturach i malowaniu obrazów, w obu przypadkach im więcej tym lepiej. Van Gogh jako malarz stawiał sobie za cel przedstawienie rzeczywistości w nowym świetle, dotarcie do warstw niedostępnych ogółowi. Nic więc dziwnego, że jedną ze swoich modelek zechciał uczyć córkę lekarza. Ukradkowe spojrzenia i rozmowy prowadzone szeptem, dały początek jednej z piękniejszych historii o miłości, jaką dane mi było czytać.
Akcja powieści toczy się pod koniec XIX wieku. Nie znajdziemy tu jednak opisu życia francuskiej bohemy, do jakiego przywykliśmy. Auvers-sur-Oise, gdzie znajduje się dom Gachetów, nie jest przyzwyczajone do wielkich balów ani też literackich saloników. Jedynie kilka przedmiotów, powód do ogromnej dumy właściciela, przypomina o krótkich odwiedzinach wielkich tego świata. Małe miasteczko jest za to idealnym tłem, które posłużyło autorce do nakreślenia ówczesnych konwenansów – jak się okazało, wcale nie tak odległych od tych współczesnych.
Marguerite zjednuje sobie czytelnika od samego początku. Urzeka swoją skromnością, rozczula infantylnością i przede wszystkim zdumiewa czystością uczuć, tak niespotykaną dzisiaj. Może nie jest zbyt oczytana, nie zna wszystkich zasad królewskiej etykiety, ani też zbyt wiele – w zasadzie to nic – nie dane jej było zobaczyć. Nie można jej za to odmówić dużej inteligencji emocjonalnej. Potrafi instynktownie i celnie opisywać świat wokół siebie. Swoimi spostrzeżeniami zachwyca samego van Gogha, jednocześnie wzbudzając przy tym zazdrość u ojca oraz brata, którzy prześcigają się w pomysłach na zaimponowanie artyście. Zainteresowanie niespokrewnionego z nią mężczyzny jest niej niczym woda i słońce dla kwiatów w ogrodzie, pozwala jej rosnąć i odsłaniać swoje prawdziwe piękno.
Vincent przedstawiony jest tutaj jako osoba niezwykle neurotyczna, posiadająca znamiona choroby psychicznej. Ma rodzinę, do której jest przywiązany, w tym brata, który finansuje jego eskapady. Jak przystało na wielkiego twórcę nie obca mu jest samotność, poczucie, a nawet chęć wyobcowania. Jest bacznym i wnikliwym obserwatorem, który nie rozstaje się z przyborami do malowania. Najczęściej można go spotkać trzymającego pędzel w dłoni, pachnącego terpentyną i olejem.
To nie jest książka o malarstwie, chociaż każda strona jest nim mimowolnie naznaczona. Znajdziemy tu piękne opisy kolorów, nakładania farby na płótno i jej zdejmowania w razie potrzeby naniesienia poprawek.
Tu najważniejsze są relacje międzyludzkie. One się nie starzeją razem ze światem. Możemy udoskonalać komputery, budować coraz to wyższe wieżowce, ale i tak z pokolenia na pokolenie przekazujemy sobie geny, które nie pozwalają zapomnieć o przeszłości. Cechują nas te same pragnienia i potrzeby.
Alyson Richman nie tylko wykonała żmudną pracę, jaką zapewne było zebranie i uporządkowanie danych dotyczących malarza i rodziny Gachetów; ale przede wszystkim przedstawiła ich czytelnikowi w sposób przystępny. Duże znaczenie ma tutaj warsztat - bardzo lekkie pióro, które sprawia, że czyta się jednym tchem, wręcz chłonie się ją niczym gąbka wodę.
”Zakochana modelka” nie jest biografią malarza. To jedynie zarys postaci mistrza i piękna historia o miłości.
UWAGA SPOJLER!
Oprócz biednych „Słoneczników” kojarzony jest również z obcięciem sobie ucha. Większość z Was posiada tą znikomą wiedzę historyczną i wie, że van Gogh popełnił samobójstwo – tak też kończy się jego namacalna rola w powieści. Tu warto zrobić adnotację, że książka została napisana przez autorkę w 2006 roku. Zaś w 2011 pojawiła się obszerna (prawie 1000stron) biografia, w której to przedstawione są przekonujące dowody na to, że Vincent nie mógł popełnić samobójstwa, a sławetne ucho wcale nie musiało być odcięte przez niego samego.
Zabójstwo i wypadek nie pasują do życiorysu wielkiego artysty. Nadal panuje przekonanie, że im większy tym tragiczniejszy ma być jego los.
Nie dowiemy się jak było naprawdę, ale uważałam, że warto byście wiedzieli o tym małym szczególiku. :-)
5 komentarzy:
Brzmi pieknie, kusi mnie, zeby przeczytac :-).
Poluje na tę książkę :)
Raczej opowieść nie dla mnie, ale jeszcze zobaczymy :)
Asz kusi, kusi ;)
Nie wiedziałam o tej ciekawostce, muszę pogrzebać na ten temat. Książka mnie zaciekawiła.
Prześlij komentarz