czwartek, 17 lutego 2011

      Historia niezwykła, choć prawdziwa. „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” to książka po przeczytaniu, której czuje się ogromną energię, chce się wstać i zmieniać cały świat.
Życie w Afryce uzależnione jest od kaprysów pogody oraz zwierząt. To zadziwiające jak jedno zjawisko może być odbierane w zależności od szerokości geograficznej. Deszcz, który dla większości Europejczyków jest katorgą tam jest zbawieniem. Za zegar służą słońce i księżyc. Praca wykonywana przez afrykańskie dzieci przewyższa wytrzymałość większości dorosłych mieszkających na tzw. Zachodzie. Okazuje się też, że dzieciakom nie potrzebne są najnowsze modele gameboy’ów do dobrej zabawy a co za tym idzie szczęśliwego dzieciństwa. Wystarczy kawałek kartonu, złamana gałązka i można mieć najlepszy model samochodu.
Lektura może zainicjować debatę na temat tego, co naprawdę jest potrzebne ludom afrykańskim. Misje humanitarne, miliony ładowane w zakup szczepionek i budowę studni. To jest potrzebne, ale czy wystarczające i najważniejsze? Nie. Najważniejsza jest edukacja. Trzeba przygotować ludzi by sami mogli rządzić swoim krajem.
William miał szczęście, że w zasięgu jego możliwości była biblioteka a w niej ta jedna, jedyna książka. Książka, która pobudziła wyobraźnie, zwiększyła ambicję. W tej opowieści marzenia są wiatrem, który popycha chłopca by szedł dalej i nie lękał się, bo wiara to najważniejsza połowa sukcesu. Cała reszta jest już jak bułka z masłem.
Tą urzekającą historię spisał Bryan Mealer. Nie było to jednak zwykłe spotkanie przy kawie z włączonym dyktafonem na stoliku. Bryan pojechał do Malawi. Tam mieszkał z rodzicami Williama, jadł z nimi posiłki, spędzał godziny na rozmowach i spacerach. Dzięki „tym zabiegom” bezbłędnie przelał na papier panującą atmosferę. Jego styl jest jak charakter głównego bohatera. charyzmatyczny, nieustępliwy, przenikający do wnętrza czytelnika.
Dużym plusem są również umieszczone czarno-białe zdjęcia oraz rysunki pozwalające wyobrazić sobie wynalazek Willie’go.
Warto przeczytać tą książkę samemu a później z dzieckiem. Każdy rodzic zna swoje dziecko i ograniczenia jego percepcji. Całość lektury zapewne dla większości będzie męcząca i niezrozumiała. Można jednak wyodrębnić fragmenty, które pokażą młodemu człowiekowi inną, ale jakże ciekawą rzeczywistość, które pozwolą mu docenić to, co ma.

Psychologowie uważają, że energią i wiarą można się zarazić. Tego Wam życzę. Byście zarazili się pozytywnym myśleniem i przekazywali tą „chorobę” inny.
Polecam ogromnie. Uwierzcie, że nie ma rzeczy niemożliwych.

0 komentarzy: