sobota, 18 czerwca 2011


      Sesja. Po tym krótkim, choć niezwykle intensywnym maratonie czuje się opadnięta z sił, a jedyne, na co mam ochotę to lenistwo, również intelektualne. Jeśli czytać książki to tylko te, które absorbują niewielką część szarych komórek. „Odnaleźć swą drogę” A. Rudej wprost idealnie wpasowała się w ten czas. 
Historia mało skomplikowana, bo opowiadająca o przygodach Oli Lachy, jej perypetiach akademickich oraz miłosnych. Zbudowana na karykaturze, która bawi do łez. Autorka podkreśla „kobiecą” naturę bohaterki, kiedy to martwi się swoim strojem, wiecznie nie ma się, w co ubrać, figurze również daleko do doskonałości. Jest również przegląd wszystkich wyobrażeń i wymagań wobec idealnego partnera. Kobiecość połączono tutaj z pyskatym językiem, niezdarnością ruchów i nieprzeciętnym poczuciem humoru.
Tytuł brzmi (przynajmniej dla mnie) niezwykle poważnie. Miałam przekonanie, że zaserwuje mi się niezliczone walki z przeróżnymi stworami itp.. Okazało się, że główna bohaterka nie tyle, co poszukuje doświadczeń/swej drogi, co po prostu kształtuje się po prostu pod wpływem tego, co jej się przytrafia. To droga bardziej ją odnajduje niż na odwrót.
A. Ruda nie tworzy swojego świata w tej książce. Powiedzmy sobie szczerze, że krasnoludy, zombie, amulety ochronne itp. to nic nadzwyczajnego, nic, za co moglibyśmy składać złote laury. W ogóle elementy świata, w którym żyją bohaterowie są ubogie na swój sposób, wyjaśnienie/zagadnienie wplatane jest tylko wtedy, gdy jest potrzeba. Moim zdaniem to bardziej na plus niż na minus. Jeśli się czegoś nie umie to nie powinno się tego robić. Autorka miała świadomość, że drugim Tolkienem nie będzie, więc skupiła się na relacjach międzyludzkich. Dzięki temu akcja wydaje się rzeczywista, czytelnik nie ma problemu z przeniesieniem na własny grunt. Można śmiało się pokusić o wniosek, że pisarka brała garściami ze studenckich opowieści. Tym sposobem w książce pojawiają się libacje alkoholowe, po których następuje poranny kac leczony kolejnym „zalaniem robaka”. Są różne przekręty, straszni wykładowcy... Dalej mówić nie trzeba, bo większość z Was pewnie ową rzeczywistość zna.
Wątek miłosny? Śmieszy, ale też wzrusza. Przyznam się, że z wielkim zaangażowaniem czytałam do samego końca nie wiedząc jak się skończy. Mamy tutaj wykorzystywanie stereotypów a mianowicie Ola Lacha jest tą niewinną, bezradną sierotką, której na pomoc ma przyjść rycerz w srebrnej zbroi. Do tego pewną część można porównać z kawałkiem piosenki Alicji Majewskiej „bo męska rzecz być daleko, a kobieca - wiernie czekać”.

Podsumowując:
Jeśli chcecie spędzić kilka niezwykle przyjemnych wieczorów, podczas których będziecie śmiać się do rozpuku to musicie koniecznie nabyć powieść tej ukraińskiej pisarki.

3 komentarzy:

Pisany inaczej pisze...

Mnie ostatnio nie do śmiechu, więc chętnie...:-)

Anonimowy pisze...

"Ola Lacha jest tą niewinną, bezradną sierotką, której na pomoc ma przyjść rycerz w srebrnej zbroi".

Gdzie i w którym miejscu Ola jest bezradną sierotką, oczekującą na pomoc? Może wtedy, kiedy w knajpie wali fireballami? Wtedy kiedy sprintem umyka przed bandytami? W momencie kiedy stawia czoła infernalowi? A, już wiem, pewnie wtedy, gdy daje Blondasowi po ryju.
Owszem, ona marzy o takim rycerzu, ale skoro chwilowo go nie ma, należy sobie radzić we własnym zakresie.

Unknown pisze...

Anonimowy,
Bycie bezradną sierotą to jeden z elementów charakterystyki bohaterów w moim odczuciu. Poza tym pisałam o wątku miłosnym, a nie o całej akcji.

Poza tym jeśli już krytykujesz (do czego masz pełne prawo), to przynajmniej się podpisz, miej odwagę podpisać się pod swoimi poglądami.

Pozdrawiam.