Starsze panie. Zwykle postrzegamy je jako głupsze,
przygłuche, te które nie rozumieją doczesnego świata i reguł nim rządzących. Są
jednak na tyle bystre, by móc pozwolić sobie na graniczący z politowaniem
pobłażliwy uśmiech i dalej robić swoje. Zajęć nie brakuje.
Jaruś. Samo zdrobnienie może wskazywać niczego dobrego,
szczególnie jeśli połączy się je z dorosłym mężczyzną stale mieszkającym u
babci. Bez pracy i większych perspektyw odnośnie dalszego życia. Jest jak
warzywo, które się podlewa – zaprasza do stołu – a ono rośnie.
Babcia Halinka. Można by ją nazwać poczciwą kobietą z ikrą.
Zajmuje się wnukiem chcąc mu wynagrodzić porzucenie przez matkę, choć zapomina,
że w tym wieku to już nie powinno mieć takiego znaczenia. Ma w sobie syndrom
Matki Teresy, dlatego też razem ze swoimi osiedlowymi przyjaciółkami dba o
bezpańskie koty.
Na drodze te dwójki staje zraniona mężatka, która pragnie
odnaleźć swojego byłego ukochanego, a ściślej rzecz ujmując obraz, który został
przez niego skradziony. Poszukiwania zaowocują mnóstwem zaskakujących wątków,
często doprowadzających do łez poprzez śmiech.
„Starsza pani wnika” to kryminał, w którym przestępstwo jest
jedynie tłem do naświetlenia skomplikowanych relacji międzyludzkich. Mamy tu
bowiem całe spektrum: od miłości do nienawiści przez zazdrość, pożądanie, żal,
tęsknotę i wreszcie strach połączony ze wstydem.
Wszystko wyszłoby idealnie gdyby nie fakt, że autorka
przedobrzyła z ilością. Dobra książka powinna być jak danie składające się z
wielu składników – niekiedy odległych od siebie, ale tworzących wspólną i jasną
całość. Potrawa pani Fryczkowskiej wyszła smaczna lecz- mówiąc kolokwialnie -
momentami przekombinowana. Niekiedy nagromadzenie wątków było po prostu zbyt
duże i zbiegi okoliczności, choć logicznie przemyślane i wytłumaczalne,
wydawały się sztuczne, a w najlepszym wypadku naciągane.
Postacie rzeczywiście ewoluują, lecz są to zmiany powolne.
Jeśli któraś z pań jest negatywnie nastawiona wobec pantoflarzy oraz mam/babć
wychowujących ich pod siebie, to z pewnością trudno im będą mieć problem z
polubieniem głównych bohaterów, o współczuciu również ciężko tutaj mówić. Z
drugiej jednak strony trzeba uczciwie przyznać, że większość z nas chciałaby
mieć tak sprawną babcię, jaką jest Halinka – zarówno pod względem fizycznym jak
i umysłowym, co skutkuje m.in. biegłą obsługą komputera.
Siłą tej książki bez wątpienia jest poczucie humoru. Ono
dominuje i dobrze, bo za dużo smutku wokół. Żart czy dobra riposta to też
świetny sposób na odwrócenie uwagi czytelnika od tego, co słabe lub
niedorównujące reszcie. Jeśli spojrzymy na książkę pod kątem komicznym – co
osobiście zalecam - to wyszła ona bardzo dobrze.
Podsumowując:
Mówią, że w każdym żarcie jest nuta prawdy. Tu można się
pośmiać, jak i znaleźć masę rad na temat tego, jak nie wychowywać przyszłych
mężczyzn. Pozycja dobra do zabrania na urlop.
1 komentarzy:
Takie książki sobie cenię. Bawią, uczą i przyjemnie się je czyta podczas opalania. Z pewnością Twoja opinia o tej książce wpłynęła na moje poszukiwania by móc samemu przekonać się, jak nie być złym mężem. Pozdrawiam
Prześlij komentarz