czwartek, 12 lipca 2012



Starsze panie. Zwykle postrzegamy je jako głupsze, przygłuche, te które nie rozumieją doczesnego świata i reguł nim rządzących. Są jednak na tyle bystre, by móc pozwolić sobie na graniczący z politowaniem pobłażliwy uśmiech i dalej robić swoje. Zajęć nie brakuje.

Jaruś. Samo zdrobnienie może wskazywać niczego dobrego, szczególnie jeśli połączy się je z dorosłym mężczyzną stale mieszkającym u babci. Bez pracy i większych perspektyw odnośnie dalszego życia. Jest jak warzywo, które się podlewa – zaprasza do stołu – a ono rośnie.
Babcia Halinka. Można by ją nazwać poczciwą kobietą z ikrą. Zajmuje się wnukiem chcąc mu wynagrodzić porzucenie przez matkę, choć zapomina, że w tym wieku to już nie powinno mieć takiego znaczenia. Ma w sobie syndrom Matki Teresy, dlatego też razem ze swoimi osiedlowymi przyjaciółkami dba o bezpańskie koty.
Na drodze te dwójki staje zraniona mężatka, która pragnie odnaleźć swojego byłego ukochanego, a ściślej rzecz ujmując obraz, który został przez niego skradziony. Poszukiwania zaowocują mnóstwem zaskakujących wątków, często doprowadzających do łez poprzez śmiech.

„Starsza pani wnika” to kryminał, w którym przestępstwo jest jedynie tłem do naświetlenia skomplikowanych relacji międzyludzkich. Mamy tu bowiem całe spektrum: od miłości do nienawiści przez zazdrość, pożądanie, żal, tęsknotę i wreszcie strach połączony ze wstydem.

Wszystko wyszłoby idealnie gdyby nie fakt, że autorka przedobrzyła z ilością. Dobra książka powinna być jak danie składające się z wielu składników – niekiedy odległych od siebie, ale tworzących wspólną i jasną całość. Potrawa pani Fryczkowskiej wyszła smaczna lecz- mówiąc kolokwialnie - momentami przekombinowana. Niekiedy nagromadzenie wątków było po prostu zbyt duże i zbiegi okoliczności, choć logicznie przemyślane i wytłumaczalne, wydawały się sztuczne, a w najlepszym wypadku naciągane.

Postacie rzeczywiście ewoluują, lecz są to zmiany powolne. Jeśli któraś z pań jest negatywnie nastawiona wobec pantoflarzy oraz mam/babć wychowujących ich pod siebie, to z pewnością trudno im będą mieć problem z polubieniem głównych bohaterów, o współczuciu również ciężko tutaj mówić. Z drugiej jednak strony trzeba uczciwie przyznać, że większość z nas chciałaby mieć tak sprawną babcię, jaką jest Halinka – zarówno pod względem fizycznym jak i umysłowym, co skutkuje m.in. biegłą obsługą komputera.

Siłą tej książki bez wątpienia jest poczucie humoru. Ono dominuje i dobrze, bo za dużo smutku wokół. Żart czy dobra riposta to też świetny sposób na odwrócenie uwagi czytelnika od tego, co słabe lub niedorównujące reszcie. Jeśli spojrzymy na książkę pod kątem komicznym – co osobiście zalecam - to wyszła ona bardzo dobrze.

Podsumowując:
Mówią, że w każdym żarcie jest nuta prawdy. Tu można się pośmiać, jak i znaleźć masę rad na temat tego, jak nie wychowywać przyszłych mężczyzn. Pozycja dobra do zabrania na urlop. 

1 komentarzy:

Mavericus pisze...

Takie książki sobie cenię. Bawią, uczą i przyjemnie się je czyta podczas opalania. Z pewnością Twoja opinia o tej książce wpłynęła na moje poszukiwania by móc samemu przekonać się, jak nie być złym mężem. Pozdrawiam