czwartek, 7 marca 2013

    Małym dzieciom często powtarza się, że jeśli tylko wystarczająco mocno będą czegoś chciały, to ich marzenia spełnią się. Niektórzy z tej wiary nie wyrastają, mimo że na ich karku już dawno mają trzydziestkę. Poznajcie historię Pata.

Pat usilnie stara się wrócić do Nikki, swojej żony. Ta para wcale się nie rozstała, to tylko chwilowa rozłąka. Jak to zwykle bywa, dopiero po stracie mężczyzna uświadamia sobie, co tak naprawdę stracił. Postanawia naprawić swoje błędy, zrobić rzeczy, o które wcześniej nie
mogła się doprosić go żona. Zaczyna intensywnie ćwiczyć -przez co muskulaturą może dorównać samemu Terminatorowi, czyta książki i stara się być miłym człowiekiem. Swoje życie traktuje jak film, który musi mieć pozytywne zakończenie.
Wbrew pozorom nie jest samotnikiem. Posiada nadopiekuńczą matkę, ojca, którego nastrój uzależniony jest od wygranej ukochanej drużyny, dobrze sytuowanego brata, przyjaciela z dzieciństwa oraz terapeutę. Tak, Pat niedawno wyszedł z zakładu dla psychicznie chorych zwanym przez niego „niedobrym miejscem”. Powód, dla których był w nim umieszczony wydaje się być oczywisty, to obsesyjne wręcz pragnienie powrotu do żony.
Ponieważ ludzie z zaburzeniami nie stanowią szczególnego wyjątku, na drodze Pata pojawia się Tiffany. I jak to już w filmie bywa... Ona wywraca jego życie do góry nogami.


Wydaje mi się, że tytuł został wybrany nieprzypadkowo. Czytelnik musi pozytywnie myśleć. Powinien mieć nadzieję, że fabuła zmierza do „czegoś”. W okolicy 1/3 miałam zwątpienie. Czytało się przyjemnie, ale nie potrafiłam uchwycić głębszego sensu, a właściwie to jakiegokolwiek sensu. Ponieważ jednak czas płynął szybko i wprost proporcjonalnie do ilości stron, postanowiłam przeczytać do końca.

Okazało się, że to dobrze napisana książka. Choć traktuje o mało przyjemnych sprawach – m.in. rozstanie, pobyt w zakładzie psychiatrycznym, trudności w relacjach rodzinnych – to nie przytłacza. Można się uśmiechnąć, a nawet zaśmiać. A po tym jeszcze pomyśleć „Nie chciałabym być w jego sytuacji, to nic przyjemnego”. Bez zbędnego współczucia, choć nie obojętnie. Autor nie postawił nacisku na konkretnym wątku. Można wracać do powieści i za każdym razem znajdować w niej coś innego - coś, czego akurat będziemy potrzebowali, by ukoić naszą duszę.

Element zaskoczenia? Nie było go. Książka nie posiada wymyślnej fabuły, która jest misternie tkana przez autora niczym pajęcza sieć. Obrano taktykę milczenia. Fabułę poznajemy z perspektywy Pata, a dokładnie jego pamiętnika. To ogranicza spojrzenie, ponieważ on nie chcę zrozumieć pewnych oczywistych faktów, przeinacza ich znaczenie.

Postacie. Miałam z nimi problem. Należę do tego zwariowanego grona, które mogło pozwolić sobie na nocne oglądanie Oscarów i tym samym fragmentów filmowej adaptacji. Obrazu aktorów nie potrafiłam wyrzucić z głowy i to oni tym samym odgrywali dla mnie poszczególne sceny. To też oznacza, że główny bohater miał u mnie z tzw. marszu 10pkt na plusie, w końcu to sam Bradley Cooper. ;)

Pisząc już na poważnie. Ich wymiarowość zależy od znaczenia dla głównego bohatera. Na uwagę zasługuje terapeuta Pata. Mam poważne wątpliwości, co do jego kompetencji i metod. Psychiatra nie powinien angażować się emocjonalnie w relacji z pacjentem, a tu granica zostaje wyraźne przekroczona. Obaj panowie działają według zasady celu, który uświeca środki.  
Sam Pat wzbudza sympatię. Zaślepiony swoją obsesją nie docenia codzienności. W pewnym momencie nie chodzi już o wyjątkowość żony, ale o spełnienie się przepowiedni, bo przecież wszyscy muszą w coś wierzyć. Każdy potrzebuje motoru, powodu, dla którego chce wstawać z łóżka. Mimo swojej choroby nie jest głupi. On czyta ze zrozumieniem i potrafi sformułować swoje zdanie na temat klasyków literatury amerykańskiej, robi to z humorem i rozbrajającą szczerością. Jest typowym bohaterem, z którym możemy się utożsamić dzięki temu, że jest ludzki, posiada wady i jednocześnie nie poddaje się im.
W filmie najważniejsza była Tiffany – jeśli oceniamy wg zdobytych nagród. W książce jej postać stymuluje Pata, ale nie zaciekawiła mnie jako jednostka.

Na oddzielny akapit zasługuje temat sportu. Wynik meczu wpływa na atmosferę w domu Pata, na relacje rodziców. Możemy też zasmakować w amerykańskim świętowaniu wygranych, przeżywaniu porażek. Wielkie pikniki, niezrozumiałe zasady gry w futbol - bazy, przechwycenia, wyrzuty. Dodaje to uroku i argumentu, który można przytoczyć panom na dowód tego, że nie jest to "romansiłdo dla bab". 

Podsumowując:
Długo ważyłam plusy i minusy. Tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Nie znajdziemy tutaj porad odnośnie tego, jak należy myśleć pozytywnie. Uświadomimy sobie za to, że w każdym z nas jest cząstka wariata. Pat ma w sobie cechy, które posiadamy lub które chcielibyśmy posiadać.
Bez wątpienia to przyjemna lektura z iście hollywoodzkim zakończeniem.

  


Moim zdaniem ta piosenka świetnie opisuje myśli Pata i jego nastawienie. Wystarczy słowo i nie będzie dla niego rzeczy niemożliwych

7 komentarzy:

Pisany inaczej pisze...

Ja niestety obejrzałem film i po książkę już nie sięgnę. Film nie nie zaskoczył. Wynudziłem się jak nigdy.

Unknown pisze...

Ciekawi mnie ta książka. Odkładam oglądanie filmu, by najpierw to ją poznać ;) Jak uporam się ze zgromadzonymi tytułami, na pewno po nią sięgnę ;)

Annathea pisze...

Może kiedyś, jak już uporam się z moją górą książek "do przeczytania". Brzmi ciekawie, w sam raz na wakacje.

M. pisze...

Dla mnie film był całkiem fajny, podobał mi się Bradley Cooper i ten element zaskoczenia, bo kierując się tytułem, spodziewałam się trochę innej fabuły. W wolnym czasie też chętnie zapoznam się z książką :)

karkam pisze...

Ja również obejrzałam film w kinie i nie jestem pewna, czy będę poszukiwać książki. Historia fajna, ale bez rewelacji.

Zakładka do Przyszłości pisze...

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tytuł, to także spodziewałam się poradnika :) Historia była zabawna, ale i miała swoją wartość oraz plusy i minusy.
Chętnie obejrzałabym film ;)

Kaś pisze...

Ciekawi mnie zarówno film, jak i książka. Adaptację mam już na DVD, czeka tylko na dobry moment (czytaj: na przeczytanie książki przeze mnie i mojego chłopaka - pewnie jeszcze sobie poczeka...). Właściwie cieszę się, że nie obejrzałam jej wcześniej, przynajmniej nie będę oceniała przez pryzmat kreacji aktorskich czy przedstawionych scen.