wtorek, 4 grudnia 2012


    Historię, której fabuła może przypominać rozległą operę mydlaną najlepiej obsadzić w krajach, gdzie większość społeczeństwa cierpi biedę, poziom nauki nie jest zadowalających – o ile o nauce można w ogóle mówić. Indie do tego grona należą wraz ze swoimi wierzeniami, podziałem kastowym (Choć prawnie został on zniesiony, to nie da się za pomocą jednego dekretu zmienić tysięcy lat praktyki.) Wszystkie ograniczenia, jakie wynikają z przekonań Hindusów, uwiarygodniają ten niewiarygodny labirynt, do którego „wrzuca się” czytelnika.

Trzy historie, które łączą się w jedną, spójną całość.
Nat. Chłopiec początkowo przebywający w chrześcijańskim sierocińcu, a następnie adoptowany przez zamożnego lekarza, który postanawia go wychować w niewielkiej wiosce, gdzie traktowany jest niczym ziemskie wcielenie jednego z bogów.
Saroj. Zamieszkująca Gujanę Brytyjską wraz z wpływową rodziną. Dziewczynka jednak nie chce poddać się woli surowego i rygorystycznego ojca, który z obrzydzeniem reaguje na zmieniającą się mentalność, próbując przy tych zachować „czystość swojego klanu”.
Savitri. Córka kucharza, która bawi się z synem angielskiego państwa. Dla pani domu jest niczym cyrkowa małpka, którą można się chwalić i która ma świadczyć o nowoczesnym stylu życia. Jak można się domyślać, wszystko to ma miejsce do czasu zakochania się w sobie tej dwójki.

Tak jak różni są bohaterowie, tak różne są ich środowiska. Mamy przytłaczające swą wielkością miasta, europejską stolicę, wieś i terytorium byłej kolonii brytyjskiej. Łączy się tu magię wierzeń i nadprzyrodzonych zdolności z realizmem i pędem europejskiej aglomeracji, który zaczął już dużymi krokami zmierzać do Indii.

Ta pozycja bardzo dobrze zarysowuje relacje, jakie nadal panują w społeczeństwie. Miliony zasad, przesądy, które mają przynieść szczęście i zapewnić ochronę przed złymi duchami. Aranżowane małżeństwa i posagi, które są jednym z głównych wątków wcale nie odbiegają od naszych zwyczajów, jedynie przybierają inną formę zachowań.

Porusza się również jeden z problemów, który dotyka emigrantów z kultur zamkniętych pod względem seksualności. Widać to na przykładzie Nata, który z małej wioski prowadza się do Londynu. Tam poznaje kobiety, zupełnie od tych, wśród których dorastał – wyzwolone, niepotrzebujące przyzwoitek, śmiało manifestujące swoje ciała. Właśnie tam „Nat był ogrodnikiem, podlewał nektarem ich spragnione dusze.”*
Chłopak korzysta z nowej swobody i nieograniczonych zasobów płynących od ojca. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja hinduskich braci, którzy utratę cnoty przez siostrę - szczególnie gdy następuje ona z chłopcem z innej kasty lub człowiekiem nie będącym z pochodzenia Hindusem -  traktują jak utratę własnego honoru, a ich zemsta nie zna granic, jest odpowiednikiem islamskich zbrodni honorowych. 

Kuchnia hinduska kojarzy się z mnogością smaków i zapachów, z kolorem curry, z pikanterią chili. Niestety, tego nie poznacie. Potrawy służą tu do podkreślenia zaradności i umiejętności, nie są bogactwem samym w sobie. Właściwie ograniczono się do kilku sztandarowych dań i nic więcej.

Książka dzieli się na rozdziały dedykowane poszczególnym bohaterom. Początkowo myślałam, że mogę je poznawać wybiórczo. Postacie, które nie są pierwszo czy nawet drugoplanowe, wielodzietne rodziny i liczne koneksje sprawiają, że trudno wszystkich spamiętać i czytać bez chwili zastanowienia, kto tak naprawdę jest kim. Okazało się, że pod koniec wszystko łączy się i faktycznie wychodzi lekka opera mydlana. Zakończenie zdecydowanie zmniejszyło mój zachwyt nad pisarką. Przy całej mojej sympatii, niektóre wątki zostały naciągnięte zbyt mocno i jak struna po prostu pękły. Szkoda, bo to nie jest typowa książka z zakresu tzw. literatury kobiecej. Tłem i jednocześnie napędem akcji są procesy społeczne, płynie z niej jakaś nauka o obyczajach. Jednocześnie pokazuje, że świat i ludzie go zamieszkujący wcale nie różnią się tak bardzo, jakby mogło się wydawać i sami byśmy tego chcieli. Pozwala docenić bycie kobietą w kraju takim jak Polska, bo my przynajmniej mamy zachowane podstawowe prawo do decydowania o sobie, nie jesteśmy przedmiotami należącymi do ojców i braci. 

Styl jest prosty, a jednocześnie przejmujący. Pisarka ujmuje metaforycznymi porównaniami. Równoważnią dla buntu i złości, która jest obecna w sercach postaci jest ogrom ciepła, jakie bije z książki. Jeśli zamknę oczy i zapomnę o niefortunnym końcu, to sama mogę przyrównać opowieść do współczesnej baśni, która pozwoli rozgrzać się podczas nadchodzących chłodnych wieczorów.


*”Hinduskie zaślubiny”, str. 321

6 komentarzy:

fochinii pisze...

Chcę przeczytać odkąd tylko zobaczyłam ja pierwszy raz. Może kiedyś uda mi się ją zdobyć...

Cassiel pisze...

Czytałam książkę i bardzo mi się podobała. Faktycznie, trudno było spamiętać wszystkie postaci i kojarzyć każdego kto jest kim, często musiałam poświecić kilka minut żeby w końcu uświadomić sobie, ze ten to jednak ten itd. Ale ogólnie wspominam pozytywnie i z pewnością kiedyś jeszcze ją przeczytam ;)

Wioleta Sadowska pisze...

Książki o takiej tematyce często wzbudzają we mnie złość. Być może zajrzę w przyszłości.

Marzena M pisze...

Lubię takie wyczerpujące, krytyczne recenzje. Książka czeka na półce na swoją kolei, ale trochę się właśnie tej opery mydlanej obawiałam. Jakoś lepiej mi na sercu, skoro piszesz, że nie jest źle:) Pozdrawiam ciepło

Unknown pisze...

Awiola,
Czemu takie książki wzbudzają w Tobie złość?

Mooly,
Pod koniec faktycznie jest opera, ale czymże jest koniec w stosunku do pozostałej objętości.
Staram się pisać o każdym minusie. Dla mnie może być on o niewielkim znaczeniu, ale kogoś całkowicie odwiedzie od książki i tym samym od straconego czasu, a może nawet i pieniędzy. Więc dziękuję za docenienie.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Tirindeth pisze...

Okładka na żywo wygląda po prostu olśniewająco! I choćby dla samej oprawy mam ochotę sięgnąć po tę lekturę :)