niedziela, 28 listopada 2010

          Nobel. To chyba najważniejsza nagroda literacka na świecie. Przyznam się, że mnie paraliżowała. Uważałam, że nie jestem wystarczająco godna by czytać dzieła wielkich tego świata. Po części też bałam się, że nie zrozumiem, o czym piszą a nie ma nic gorszego niż doświadczyć granicy swoich możliwości.
Kiedy jednak życie daje okazję by zweryfikować swoje poglądy to należy z niej skorzystać i tak też zrobiłam. Przeczytałam książkę Orhana Pamuka.
Moje obawy były bezpodstawne a nawet w niektórych momentach byłam zachwycona.
Język dla Niego nie ma granic. Jest w stanie przelać na papier wszystko, co tylko pojawi się w jego głowie i zrobi to w sposób perfekcyjny, co do najmniejszego „szlaczku na sukience”. Postawił poprzeczkę, której chyba teraz już nikt nie będzie mógł przeskoczyć.
Książka to piękny portret rodziny na przestrzeni dziejów. Choć zmieniały się czasy, zmieniały się nastroje to oni zawsze byli razem.
To też historia o przemianach w Turcji. O tym, że zanim znajdziemy dobre rozwiązania musimy przemierzyć różne szlaki. Musimy przebyć wędrówkę, która dostarczy nam pocieszenia, ulgi, ale zarazem frustracji, poczucia porażki, jeśli wybrany szlak nie będzie tym właściwym. Wzorców szuka się tam, gdzie są oczywiste, czyli na zachodzie. Jednak przyjmując kulturę krajów takich jak Francja, gdzieś zatraca się swoje korzenie, przez co dochodzi również poczucie wyobcowania.
Pokazuje się nam, że uchwała to jedno a wdrażanie jej do codzienności społeczeństwa to zupełnie coś innego. Każde pokolenie ma swoje wyzwania, swoje bolączki i samo musi się z tym uporać.
Powieść liczy ponad 700 stron. Język jest prosty, zrozumiały dla każdego niezależnie od profesji czy doświadczenia. Autor odcisnął duże piętno swojej osoby na narracji, sposobie kreowania bohatera tak, że nie pomyli się go z żadnym innym. Moim zdaniem można by odjąć jakieś 100 stron. Pytanie tylko czy to nadal byłaby tak dobra książka. Pewnie tak, ale to już nie byłby Pamuk. „ Cevdet Bej i synowie” to świadectwo kunsztu, warsztatu oraz erudycji.
To nie jest książka dla wszystkich. Dla kogo zatem jest?
Znalezienie odpowiedzi na to pytanie pozostawiam Wam. Warto wybrać się do księgarni i zobaczyć, czy znajdujecie się w gronie szczęśliwców, do których książka przemawia.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

facet, który swoimi książkami przywraca mi spokój kiedy tego potrzebuję...

Jabłuszko pisze...

Bardzo lubię Pamuka, chociaż zaczęłam niefortunnie od "Nazywam się Czerwień", która to, moim zdaniem, jest jego najgorszą i najnudniejszą książką. Więcej zastrzeżeń nie mam, pisarza cenię za czytelnicze fascynacje i wzruszenia, których dzięki niemu doświadczyłam. Fakt, nie jest to autor dla każdego.

Madeleine pisze...

Hm... czytając twoją recenzję zaczęłam się zastanawiać, czy to nawiązanie do wzorków na sukience odnosi się do szczegółowych opisów w treści książki... Jeśli tak, to z pewnością książka nie dla mnie. Ale jeśli chodziło ci o niezwykłą precyzję to może warto ją przeczytać. Zastanawiam się czy podołam, bo ta tematyka jakoś do mnie nie przemawia :)

hiliko pisze...

O proszę, książka przyszła mi od Literackiego tydzień temu, już nie mogę się doczekać lektury - zwłaszcza, że wcześniej nie czytałam żadnej autora. :)

Unknown pisze...

Kingo,
Faktycznie w jego prozie można znaleźć spokój. Słowa są jak balsam na duszę. :-)

Jabłuszko,
Niestety nie mam porównania z innymi dziełami. Ta książka była pierwsza, ale na pewno nie ostatnia. :-)
Moim zdaniem żaden autor nie jest dla każdego. Jak się jest dla każdego to tak naprawdę dla nikogo. Różni ludzie, różne wymagania, różne gusta.

Madeleine,
Chodziło mi o precyzję, dzięki której kreuje swoich bohaterów i otoczenie, w których przychodzi im przebywać. Samych opisów szlaczków nie ma. :-)

Hiliko,
W takim razie życzę udanej lektury i czekam na recenzję. :-)

Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za komentarze. :)

Klaudyna Maciąg pisze...

Do miłośników Pamuka nie należę, ale jego książki mają w sobie to coś, co przyciąga. 'Nazywam się Czerwień' spodobała mi się bardzo. Z kolei 'Biały zamek' już mocno wynudził, choć był ze 3 razy krótszy. Nie ma zasady, trzeba w jego książki samemu się zagłębiać i przekonywać, czy to jest to, czego szukamy...

Viconia pisze...

Ja jakoś nigdy się nie umiałam zabrać za jego książki. Nawet nie wiem dlaczego. Ale może się przekonam wreszcie.