piątek, 19 listopada 2010


         Europa. Mityczna a zarazem nowoczesna. Piękna, bogata, wzbudzająca zachwyt... Czy aby na pewno
Christos Tsiolkas w swojej książce „ Martwa Europa” zasiewa w Nas ziarno niepewności po którym już nic nie będzie takie samo. Zabiera Nas w podróż, w której zwiedzamy wszystkie kręgi piekielne niczym w „Boskiej komedii” Dantego.
Mieszkańcy najstarszego kontynentu świata są w tej powieści egoistyczni, ordynarni, wyznają rasizm i antysemityzm. Wartości moralne są jak starożytność, służąca jako maszynka do zarabiania pieniędzy na turystach. Nie wyleczyli się ze swoim kompleksów. Nadal odczuwają ból. Pamięć o II wojnie światowej, wysiedleniach, masowych emigracjach, holokauście to wszystko nadal jest żywe w ludziach i kiełkuje po czarnej stronie duszy.
Język, którym posługuje się autor jest bezwzględny, brutalny i nadzwyczaj realistyczny. Bez skrępowana opisuje się nam stosunki, w tym kręcenie porno, najohydniejsze myśli głównego bohatera na temat siebie i otoczenia.
Czytając tą powieść czułam się jak mała dziewczynka, która dowiaduje się, że wielbiony przez nią Święty Mikołaj po prostu nie istnieje. Tak też i Christos Tsiolkas przeciwstawił się wszystkim moim złudzeniom na temat Europy. Choć nadal mam nadzieję, że to on się mylił nie ja, a książka to jedynie ziarnko prawdy.
Długo zastanawiałam się nad tą książką. Myślałam jak tematyka, sposób jej przekazu wpłynie na czytelnika. Czy przemyśli sobie czy może ten ogrom negatywnych emocji przełoży się na coś innego? Ludzkość posiada wiele przykładów rzeczy stworzonych by jej pomóc a jednocześnie zawsze znajdował się ktoś, kto pomoc zamieniał w broń przeciw ludzkości.
Polska wydaje się być poligonem, na którym wojna o wartości moralne, chrześcijańskie, pseudochrześcijańskie trwa w najlepsze. Tymczasem serwuje nam się postać geja, nie grzeszącego wiernością i innymi zasadami powszechnie przyjętymi, bezwzględnie oceniającego mieszkańców Europy z pozycji Nowego Świata, czyli Australii.
Co z tego wyniknie? Zależy również od Was, jeśli zdecydujecie się przeczytać tą książkę.

Brawurowa,specyficzna, niekiedy ordynarna, niesamowicie ciężka w odbiorze książka dla ludzi o silnych nerwach w przeciwnym razie szybko zwrócicie ją na półkę.
Jeśli zastanawiacie się czy jesteście osobami o silnych nerwach zapraszam na stronę www książki, gdzie przeczytać można fragmenty powieści jak i wywiad z autorem.

6 komentarzy:

przyjemnostki pisze...

Australijczyk pełen jadu o Europie.
ja bym mu nie wierzyła ;)

Unknown pisze...

Autor jest dzieckiem imigrantów. Więc też kwestie polityczne nie są mu obce.
Odwołując się bezpośrednio do Twojego komentarza: Dlaczego Australijczyk nie może mieć takiego zdania ? Sama narodowość niewiele daje. Żadne społeczeństwo nie jest takie samo w 100 %. Gdyby tak było to najprawdopodobniej byłabym złodziejką albo pijaczką, bo taka jest opinia o naszych rodakach, jeśli wiedzą w ogóle, gdzie jest Polska :-).
Twój komentarz mówi, że to autor ma być pełen jadu. A może jednak, on tylko opisuje prawdę, której My - Europejczycy nie chcemy widzieć ?
Bycie obywatelem Nowego Świata może dać mu zupełne inne spojrzenie na Nas. Może warto chociaż się z nim zapoznać ?
Pozdrawiam serdecznie.

przyjemnostki pisze...

Tak się składa, że przeczytałam tę książkę i autor wydaje mi się pełen jadu do Europy. To moja subiektywna opinia, do której mam prawo.

Pozdrawiam również.

Unknown pisze...

Oczywiście, ze masz prawo. Nie napisałaś tego w pierwszym komentarzu stąd moje pytanie.
Na pewno wiele rzeczy go denerwuje w Europejczykach, ale też nie można uważać, że tego nie ma. Jakieś ziarno prawdy tkwi.
Mówiąc ogólnie, nie tylko o tej konkretnej książce i pisarzu to przecież nie wszystko co przelało się na papier trzeba utożsamiać z autorem. Ale o tym napewno wiesz :-).

the_book pisze...

Faktycznie, my ludzie z Europy jesteśmy cholernie europcentryczni. Stary Kontynent jest dla nas jedyną wartością, jedynym wyznacznikiem praw i moralności. Wszystko mierzymy przysłowiową "jedną miarą". Historia kolonizacji pokazuje, że my z Europy stawialiśmy się wyżej od tubylców np. narzucaliśmy im prawa, religie etc. nam znaną i przez nas cenioną. Nie posiadająć choćby cienia refleksji, że "europejskie nie zawsze znaczy najlepsze". Dlatego ta opinia pokutuje do dzis i szokiem jest dla niektórych fakt, że np. katolicyzm nie jest dominujacą religią świata, że biali są w mniejszośći. Jednym słowem trudna sprawa. A Australijczykowi bym akurat uwierzyła, bo europejczycy tam akurat (szczególnie wśród Aborygenów) narobili wiele złego. I tu by się właśnie przydał Kapuściński R.:) Pozdrawiam - Monia

Klaudyna Maciąg pisze...

Wychodzi na to, że mam słabe nerwy, bo tak ciężka literatura od razu wydała mi się skierowana do wszystkich, tylko nie do mnie.

Dobrze, że rozwiązałaś powyżej pewne wątpliwości, bo sama zastanawiałam się, co też Australijczyk może o nas wiedzieć.