„Ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.”
Jak łatwo powiedzieć te słowa w pięknej białej sukni, dobrze skrojonym garniturze? Będąc najjaśniejszą gwiazdą na niebie, widząc podziw wśród zgromadzonych.
Co dzieje się, gdy światła zgasną, sukienka od paru lat wisi w szafie razem z garniturem?
Jedne z możliwych scenariuszów przedstawił Peter Hedges w swojej książce „ Wyższe sfery”.
Muszę przyznać, że bałam się tej lektury. W końcu małżeństwo i jego problemy to temat stary jak świat, wzięty na warsztat przez wielu pisarzy. Do tego też ciężko zdystansować się od niego, ciężko sprawić, żeby to nie był tani melodramat. Okazało się, że moje obawy były zupełnie nieuzasadnione.
Pisarz pokazuje nie tylko jak zmieniają się relację między partnerami, ale również jak zmienia się postrzeganie samych siebie. Opisuje to jak wyobrażenia przed ślubem rzutują na życie po ślubie, jak często są to zawiedzione wyobrażenia.
Daleki jest od wykorzystywania stereotypów, co oczywiście się podoba. Wpierw to mąż jest tym realizującym się zawodowo a potem ona. Dzięki temu bohaterowie mogą przyjąć dwa odrębne stanowiska. Czy jednak rozumieją? Nie. Przecież królewicz z własnej woli nie stanie się żebrakiem na całe życie.
Swoją książką autor przeczy teorii, że gdy jest miłość to wszystko inne nie ma znaczenia. Wręcz przeciwnie. Ma ogromne znaczenie, bo samą miłością rachunków nie opłacimy.
Na jednym z wykładów pani profesor puściła nam studentom „wywiad” przeprowadzony z dziećmi. Pytanie brzmiało, „ Co to jest kłamstwo?”. Jedna z odpowiedzi zaś brzmiała: „ To wtedy, gdy mężczyzna przed ślubem mówi, że zostanie prezydentem a po ślubie zostaje pijakiem.”
Trochę tak też jest w tej książce. Takim gwoździem do trumny marzeń Kate (bo tak zwie się główna bohaterka) jest dzielnica, w której mieszkają. Zamieszkiwana przez bogaczy w tym, przez Anne Brody, która pokazuje jej życie, o jakim nigdy nawet nie śniła. Luksus staje się na wyciągnięcie ręki. Jaki ma w tym cel? To zależy od interpretacji. Moim zdaniem czasem, który ofiarowuje Kate pomaga sobie. Jest bezwzględną egoistką, która dąży do swego celu po trupach.
Ta powieść pozwala się zastanowić, czym tak naprawdę jest ten dziwny twór zwany „małżeństwem”. Można zauważyć jak łatwo jest się zatracić, gdy pojawiają się dzieci. Stają się integralną częścią rodziny, dzięki nim jest pełniejsza, wymarzona niczym z najbardziej cukrowych amerykańskich komedii. Widać, że rodzina to nie to samo, co małżeństwo. Jakaś część tego ma wspólny zakres, ale też jest ta większa, która powinna być odrębna. Ta, w której para wychodzi na romantyczną kolację, w której uprawia seks, w której dba o swoją intymność i rozmawia o czymś więcej niż o dziecinnych pieluchach. Gdy para nie dostarcza sobie nowych wrażeń o wiele łatwiej jest zauroczyć się kimś innym. Wtedy ta osoba wydaje się świeża, zupełnie nie z tego świata. Pokazuje Nam, że może być lepiej. My też wydajemy się lepsi. W końcu to nie kochanki piorą gacie, cerują skarpety, przyszywają guziki do koszul, serwują obiadki pod nos, gdy są po 8 godzinach biurowej pracy.
Ważnym elementem tej książki są również relacje bohaterów z ich rodzicami. Nie ma ludzi doskonałych, więc i Ci popełniali błędy wychowawcze, moralne. Jedno jednak jest wspólne w ich dzieciach. Zawsze staramy się uciec od korzeni, wytykamy błędy i mówimy pod nosem, że dla swoich dzieci będziemy inni. Czy tym razem się udało? Odpowiedzi szukajcie w książce.
Nie zamieniłabym, nie odjęłabym w tej książce ani jednego słowa, ani jednej kropki. Niewielu autorom mogę to powiedzieć, więc uważam to za wielki komplement. Jednym zdaniem potrafi określić charakter osoby, jej uczucia w danym momencie, atmosferę panującą.
Jest lekko, niekiedy przyjemnie i zabawnie. Bardzo dobra analiza psychologiczna jednego z możliwych scenariuszy, który na pewno gdzieś się zdarzył.
Książka z najwyższej półki, jeśli chodzi o tematykę relacji partnerskich.
Wydawnictwo postarało się o świetną okładkę, która idealnie odzwierciedla zawartość książki i jej przesłanie.
Zakończenie, choć bardzo przewrotne i niejednoznaczne to pozostawia dużą nadzieję oraz uśmiech na twarzy. Dzięki temu historia nie kończy się wraz z ostatnią kropką tylko rozgrywa się dalej w naszych głowach i to my przejmujemy rolę scenarzysty.
Polecam.
Home
»
literatura amerykańska
»
powieść
»
przeczytane w 2010
»
wyd. Bukowy Las
» Wyższe sfery - Peter Hedges
niedziela, 28 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarzy:
Przyznam, że też boje się spotkania z Pamukiem. Na półce czaka na mnie "Biały zamek" i jakoś nie mogę zabrać się do czytania.
Zafascynowałaś mnie tą recenzją. Czytałem o tej książce już jakiś czas temu i nawet chciałem ją przeczytać. Małżeństwo i rodzina... to może być szalenie fascynująca książka.
Dosiak,
Pamuk to specyficzny pisarz. Chociaż przeczytałam zaledwie jedną jego książkę to dało się zauważyć. Myślę, że też pozostali czytelnicy jego prozy zgodzą się ze mną.
Skoro nie możesz się za nią zabrać tzn., że to nie jej czas. To też jest piękne w czytaniu książek, gdy wpasowują się w nasz nastrój i przez to lepiej zostają zapamiętane.
Pablo,
Cieszę się. Książka warta jest przeczytania. Piękne jest w niej to, że może trafić do każdego. Nawet do mężczyzny, bo absolutnie nie jest to "kobieca literatura".
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze :-).
Prześlij komentarz