sobota, 23 października 2010

      Dorastanie, potrzeba miłości i autorytetu, wolność, samotność, siła... Zadziwiające ile rzeczy, cech ludzkiej egzystencji jesteśmy w stanie zaobserwować również u zwierząt. Uważamy się za lepszych, gdy tymczasem często przewyższamy je jedynie możliwością wysławiania się.  To jedna z niewielu spraw, którą możemy uświadomić sobie czytając „ Boga zwierząt” Aryn Kyle.
Zawsze uważałam, że naprawdę dobra książka posiada elementy zaskoczenia, zwroty akcji. Wszystko to by utrzymać zainteresowanie czytelnika. Dzisiaj już wiem, że dobra książka to przede wszystkim temat i sposób jego przedstawienia. Książka Aryn Kyle to powieść obyczajowa. Nie znajdziecie w niej przebiegłych morderców, wielkich uniesień miłosnych. Pisarka opisuje codzienność jednej z amerykańskich stajni. Poznajemy dzięki niej dziewczynkę imieniem Alice. Na próżno doszukiwać się w niej wyjątkowości. Jest taka jak wszystkie młode damy. Marzy o miłości, łatwo ją zranić, tak niewiele potrzeba by jej zaimponować.
Zawsze wydawało mi się, że gdy do rodziny należy jakieś gospodarstwo, farma etc. to dorastanie dzieci przebiega o wiele szybciej. Właściwie w pewien sposób niekiedy odbiera im się dzieciństwo. Wpaja się, że wpierw jest praca a potem przyjemności. Przyjemności, na które często nie starcza czasu. Nie chcę tego jednoznacznie potępiać, bo zdaje sobie sprawę z tego, że w takich miejscach każda para rąk do pracy jest mile widziana. Autorka zdaje się podzielać mój pogląd a przynajmniej tak to przedstawia w swojej książce.
Dzieciństwo Alice zostało przerwane aż 4 razy. Pierwszy powód jest oczywisty i wyżej wymieniony. Kolejnym jest depresja matki. Choroba, o której się nie rozmawia. Być może z powodu wstydu, być może z powodu bezradności albo zwyczajnie z niewiedzy. Dochodzą do tego po części też przekonania ojca dziewczynki, że takie rozmowy nie przystoją mężczyźnie. Zdaje się, że równie dobrze pasowałoby przysłowie, „ Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”.
Następnym ciosem w tą jeszcze niewinną duszę jest odejście ukochanej siostry. Kiedy nie ma matki często zdarza się, ze tą rolę przejmuje starsza siostra? Tak też jest w tym przypadku. Ona staje się wzorem tego, co wypada a co nie. Każdy w końcu potrzebuje drogowskazu w swoim życiu. Gdy ktoś zniknie z naszego życia bez słowa wyjaśnienia, zabierze ze sobą wszystkie bagaże, każdą tabliczkę to czujemy się samotni. Można to też porównać do nagłej utraty wzroku, kiedy potrzebujemy wszystko dotknąć samemu a siniaki na naszym ciele oznaczają ilość prób.
Czynnikiem ostatecznie zdzierającym z Alice powłokę niewinności, jaka przysługuje jest zadłużenie się w nauczycielu. Większość z Was na pewno sama poczuła na własnej skórze. Ja również nie jestem tutaj wyjątkiem, choć moje zadłużenie przypadło dopiero na okres studiów.
Niektórzy z Was powiedzą: „ Późno”. Być może... Oczywiście dziewczynki zakochują się w piosenkarzach, sportowcach, aktorach i w różnych innym im podobnych. Jednak to właśnie osoba w tym przypadku nauczyciela (kiedy indziej to będzie kolega brata czy taty) jest tak namacalnie blisko. Kiedy patrzy na nas to świat jakby przestawał istnieć? Ostatnio przeczytałam, że sława jest tak bardzo pociągająca dla ludzi, ponieważ dzięki znajomościom ze znanymi osobami (niekiedy ograniczającymi się do jednego zdjęcia czy autografu) sami stajemy się w swoich oczach ważni. To również pasuje do zadłużenia się. Chcemy czuć się wtedy dorosłe, nasze ruchy pozorują dojrzałą kobietę. Wszystko po to by poczuć się ważną, by udowodnić sobie, że jesteśmy dokładnie takie, jakie chcemy być. Z reguły też ta osoba, którą „ kochamy” w naszych wyobrażeniach jest wspanialsza, piękniejsza, mądrzejsza ( dlatego też Drogie Panie nie rozmyślajcie o dobrze zapowiadającym się „Janku” z liceum i o tym jakie to cudowne byście miały z nim życie). Im bardziej „udoskonalamy” osobę w naszych marzeniach tym większe jest rozczarowanie, gdy w końcu pokaże nam swoją prawdziwą twarz. Owy zawód jest szczególnie boleśnie odczuwalny w wieku Alice, czyli tych nastu lat. Kiedy to właśnie inni tak silnie oddziaływują na nasze poczucie własnej wartości. Dzieci czują silną presje by mieć takie same zabawki, takie same, czyli drogie sukienki, móc chwalić się dalekimi podróżami. W naświetleniu tego problemu pomaga prowadzona przez rodzinę stadnina. Nie od dziś wiadomo, że jeździectwo jest sportem ludzi zamożnych. To też i klientki rodziny Winstonów pochodzą z wyższej klasy społecznej. Alice ma styczność z Sheilą, którą jej ojciec ponad potrzeby adoruje mając na celu zwiększenie przychodów stajni. Więc zazdrość tutaj jest oczywista. Niestety nie ma nikogo, kto upewniłby ją, że jest równie wartościowa przez to, jaka jest a nie ile zer rodzice mają na koncie. Ponieważ nie ma drogowskazu, mapy wielkiej dżungli, jaką jest życie to jej granice moralne są często w innym miejscu niż oczekiwalibyśmy.
Rodzina to grupa, 2 medale. Jeden z nich to dzieci, drugi to rodzice. Aryn Kyle wyraźnie oddziela bycie rodzicem od bycia człowiekiem, mężczyzną. Zaznacza silną potrzebę seksualną. Pozwólcie, ze wyjaśnię, co dokładnie dla mnie kryje się pod tym stwierdzeniem. Bynajmniej nie jest to jedynie potrzeba fizyczna. Seks to tylko dopełnienie, wpierw jest chemia – połączenie dusz. Człowiek niezależnie od wieku chce być doceniony, potrzebuje widzieć, że jego czyny są ważne dla innych. Nic tak nie uskrzydla mężczyzny jak podziw w oczach kobiety. Nieważne jak bardzo mężczyzna zgrywa twardego. Zawsze potrzebuje kobiety, która zdejmie z niego ciężar dnia, wysłucha go. Jeśli nie znajdzie tego w domu, to poszuka gdzie indziej. Tutaj pocieszenie znajduję w oczach jednej z klientek. Godne potępienia? Niekoniecznie. Związek to dzieło dwójki ludzi. Żadna reakcja nie zajdzie bez akcji. Pisarka nie przedstawiła powodów depresji pani domu, jej myśli o tym, co było kiedyś i co jest teraz to też ciężko jest oceniać.
Pierwsze pytanie, jaka pada z ust potencjalnego kupującego/czytelnika brzmi: „ Kim jest Bóg Zwierząt?”. Niestety ja nie potrafię odpowiedź na to pytanie. Jeśli chodzi o rodzinę to postacie są jak najbardziej dobrze naszkicowane charakterologicznie, znacząco różnią się od siebie. Naturalnie, że nie opisałam wszystkich wątków a co za tym idzie postaci, dzięki którym owe wątki były możliwe. Odniosłam się jedynie do tego, co na mnie zrobiło największe wrażenie i najmocniej utkwiło w głowie. Bóg to bardzo mocne słowo. Kojarzy się z siłą większą niż człowiek może sobie wyobrazić. Postacie w tej książce niewątpliwie są silne, daleko im do nijakich, wpływają znacząco na bieg wydarzeń. Jednak daleko im do boskości. Jeśli daje się taki tytuł to moim zdaniem powinna być choćby jedna elektryzująca sytuacja, która jasno naznaczy, kto jest bogiem.
Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca tej recenzji i zadacie sobie pytania kolejne. Mianowicie: „ Co dalej z nimi? Czy Alice dorosła? Czy jej ojciec rozwiódł się i ożenił ponownie z klientką?”. Jeśli tak to koniecznie przeczytajcie i dowiedźcie się sami.
Podsumowując: Dobra książka. Solidna 4 w 5 punktowej skali. Dodam, że to 4 z rokowaniami na 5 przy kolejnych książkach, jeśli takowe powstaną.
Polecam.

3 komentarzy:

Moreni pisze...

Już mi się ten tytuł kilka razy obił o uszy i nie powiem, żeby mnie nie zaintrygował. Ale dopiero Twoja recenzja przekonała mnie, że warto by było się z nim zapoznać. Mam tylko pytanie: stadnina jest tu tylko dekoracją, czy zwierzęta ją zamieszkujące również odgrywają jakąś rolę? Co prawda nie uważam tego (roli zwierząt) za kluczowe dla odbioru powieści, zawsze to jednak jakiś miły akcent.:)

Unknown pisze...

Zwierzęta nie są tylko dekoracją. Rodzina Winstonów żyje z nich, więc siłą rzeczy ważne jest, jakie są zwierzęta, jak oni je traktują. Jest mało opisów tego jak zwierzęta zachowują się pozostawione same sobie. Ich osobowości reagują z osobowościami właścicieli. Nie każdy jest wstanie ujezdzać ogiera czy w ogóle jeździć.
Jeśli ktoś piszę książkę o tytule „ Bóg zwierząt” to moim zdaniem zwierzęta powinny być kluczowe. Bez nich tej książki po prostu by nie było. Dodatkowo jest czytelnik jest czytelnik np. zagorzałym obrońcą zwierząt a w książce bohaterowie znęcają się nad zwierzętami czy też mordują je to naturalnie, że to będzie kluczowe zachowanie, które ugruntuje jego opinie o postaciach, a może i o samym autorze.

Pozdrawiam serdecznie :)

Moreni pisze...

Sama wychowywałam się na wsi (właściwie nadal tam mieszkam), więc jakieś bardziej drastyczne sceny z życia farmy raczej mną nie wstrząsną. Pytałam dlatego, że dość często (zwłaszcza w romansach wiejskiej scenerii... fuj!, nie znoszę ich) zwierzęta są tylko dekoracją. Ot, po to, aby panna jeżdżąca konno mogła się zakochać we właścicielu stadniny, a kiedy już panna z konia zsiądzie, to koń znika i pojawia się znowu w scenie wspólnej przejażdżki. Z tego, co piszesz, wynika jednak, że zwierzęta w "Bogu zwierząt" nie znikają jak sen jaki złoty, kiedy nie są potrzebne głównym bohaterom, a ich obecność, nawet milcząca i pośrednia ma wpływ na wydarzenia (jakkolwiek to brzmi). Będę musiała poszukać tej książki.:)

Pozdrawiam również:)