Zwyczajny facet ... Kim jest tak naprawdę? Do czego odnosi się owo stwierdzenie?
Na te i na inne pytania znajdziecie odpowiedź w najnowszej powieści Małgorzaty Kalicińskiej. Przyznam się szczerze, że podchodziłam bardzo sceptycznie do tej książki. Szum wokół wcześniejszych dzieł pani Małgorzaty nie wzbudził we mnie chęci sięgnięcia po nie. Jednak, jeśli życie daje okazje do spróbowania czegoś nowego to warto to zrobić. Choćby po to by wiedzieć czego się nie lubi.
Autorka kojarzyła mi się z osobą, której twórczość jest kierowana do osób w przedziale wiekowym mojej mamy, czyli pań po przejściach, pań, które eksperymenty wychowawcze mają zakończone z większym lub mniejszym sukcesem. Jednak czy to powód do skreślania jej? Nie. To jedynie jeden z wyznaczników, który okazał się trafny.
Początkowy tytuł brzmiał „Pierdoła” i był moim zdaniem o wiele trafniejszy niż ten końcowy.
Główny bohater vel. Zwyczajny facet zwie się Wiesław. Jest 50paroletnim pracownikiem jednej z fińskich stoczni. Przede wszystkim jednak jest małżonkiem Joanny, wiecznie niezadowolonej Królowej Śniegu. Przez ponad 20 lat trwania ich związku żyją od kłótni do kłótni. Jak to możliwe? To zastanawiające szczególnie, gdy spojrzymy na owego Wiesława. Człowieka wykształconego, lubiącego czytać, interesującego się światem, wychowanego w domu, gdzie rodzina była świętością a do tego była to szczęśliwa rodzina – udane małżeństwo rodziców, troska o dzieci. Powodów, dla których taki stan rzeczy ma miejsce jest wiele. Może to być obawa przed samotnością, wyrzuty sumienia wobec dzieci, sprawy majątkowe. Jednak jest jeden najważniejszy – manipulacja. Gdyby w małżeństwie dzieje się permanentnie to decyzja o rozwodzie staje się oczywista. Jednak, gdy są dobre chwile ( niestety tylko chwile) to zawsze pojawia się nuta nadziei. Nie bez powodu mawia się, że jest ona matką głupich.
Pisarka ewidentnie staje po stronie mężczyzny. Pokazuje go w tym dobrym świetle, choćby, dlatego, że to on jest wykształcony i rozwija się w swojej pracy. To on chce być ostoją w tym związku i gdyby tylko żonę miał lepszą to by jej nieba przychylił. Joanna zaś jest osobą z bardzo prawdopodobnymi zaburzeniami psychicznymi. Jest apodyktyczna, wulgarna, egoistyczna, robi z siebie wieczną ofiarę, z dużym sukcesem manipuluje mężem i otoczeniem. Pamiętajmy, że każda reakcja musi być zapoczątkowana akcją. Widać jednak, że zamierzenie nie informuje się o nich czytelnika.
Opisane są kłótnie, gdzie po jednej z nich miałoby się ochotę wyjść z domu i nigdy do niego nie wrócić. To awantury, z których nie ma dobrego wyjścia. Brak odzewu na „argumenty” oskarżającego traktowane są jako niechęć rozmowy i wyjaśnienia sprawy zaś każda próba odpowiedzenia na zarzuty jest niczym woda napędzająca koło w młynie.
Poruszany zostaje również temat emigracji zarobkowej. To jeden z nielicznych momentów, gdy Wiesław w moich oczach staje się prawdziwym mężczyzną. On potrzebuje zarabiać, mieć poczucie własnej wartości a jednocześnie mieć odpoczynek od żony. Jeśli wyjazd na dłużej to również samotność (choć to uczucie towarzyszyło mu od początku tego związku), potrzeba bliskości seksualnej, nowe znajomości etc. To wszystko było i do tego w całkiem niezłej formie.
O przyjaciół ciężko jest w ogóle, na emigracji znalezienie takowych graniczy często z cudem. Gdy chodzi o Wiesława i jego wyuczoną przez żonę izolacje społeczną śmiało można powiedzieć, że trafiło się ślepej kurze ziarno w postaci Karola. Karol to singiel. Często raczy Nas ironicznymi komentarzami a małżeństwo traktuje jako więzienie. Jest przede wszystkim osobą, która potrafi trzeźwo spojrzeć na sytuację przyjaciela i bez najmniejszych skrupułów powiedzieć mu, co myśli. Potrafi dać kopa do działania, pokazać, że bez żony też można żyć i to całkiem przyjemnie.
Gdy jesteśmy w grupie wiekowej zwanej inaczej młodością mówią Nam, że świat stoi otworem, że tego kwiatu jest pół światu etc. Co jednak dzieje się w przypadku, gdy doświadczenie życiowe nie zmieści się w podręcznej walizce. Dzieci, wspólny majątek a nawet dobre chwile utrudniają rozstanie. Z każdym dniem, miesiącem, rokiem coraz trudniej jest podjąć decyzję.
Ja już jedną z nich podjęłam. Wybrałam swoje zakończenie tej książki. Zapytacie jak to możliwe? Ano zwyczajnie. Pisarka wybrała jedno z moich ulubionych form zakończenia. Mianowicie pozostawia głównego bohatera na rozstaju dróg i tylko od Na zależy, w którą stronę skręci.
Styl pani Kalicińskiej jest prosty, można by nawet rzecz, że również lekki. Czyta się niezmiernie szybko, co cenie sobie w książkach. Tak jak napisałam wyżej to literatura bardziej dla starszych pań (czego nie traktujcie jako obrazę). Moje doświadczenie życiowe jest niewielkie, więc też ciężko mi było zrozumieć aspekty, jak to mówią: król nigdy nie zrozumie żebraka. Opisana rodzina jest w pewien sposób patologiczna, przez co osoby nie mające styczności z tym nie będą potrafiły uchwycić ogromu emocji wiążących się z takim życiem. Pisarka uchwyciła tylko nieznaczny fragment. Zapytacie czy to dobrze, czy może jednak źle. A ja odpowiem, że to zależy. Wszystko w życiu jest względne.
Powieść napisana jest z punktu widzenia Wiesława, to on tutaj jest narratorem. Moim zdaniem jej kobiecość aż bije z tej książki i nawet bez okładki, jej nazwiska na niej bez najmniejszego wahania powiedziałabym, że wyszła spod pióra kobiety. Określenie męskiego przyrodzenia „wackiem” jest mało przekonujące. Z drugiej strony myślę sobie, że gdyby książkę napisał mężczyzna to na dzień dobry zjadłyby go feministki a pozostałości zostałyby oplute przez resztę. Ponieważ jednak książkę napisała kobieta może łatwiej będzie Nam – płci pięknej zastanowić się, czy nie ma w Nas czasem takiej Joanny.
Miłym akcentem są zdjęcia przedstawiające krajobraz Mazur. Niewątpliwie wzbogacają wyobraźnie.
Wiem, że wszystkie opisy fińskiego miasta Turku są prawdziwe. Cała topografia, zwroty językowe, rozmieszczenie stoczni, w której pracuje Wiesław etc. to wszystko jest sprawdzone przez autorkę. Pozostaje, więc tylko wierzyć na słowo.
Ponieważ jestem miłośniczką kuchni pozwólcie, że poprawię błąd, który wdał się. W książce mowa jest o szynce chorizo. Nie ma czegoś takiego. Chorizo to nazwa hiszpańskiej kiełbasy. Jeśli chodzi o szynkę z tego kraju to może być iberyjska. Nawiasem mówiąc bardzo ceniona przez smakoszy, uważana za jedną z najlepszych na świecie.
„ Zwyczajny facet”... Czy takim naprawdę jest Wiesiek? Zwyczajny owszem. Facet ? To kwestia dyskusyjna.
Polecam jako prezent dla Mam, i córek, które go „pożyczą na wieczne oddanie”.
Home
»
Literatura polska
»
Małgorzata Kalicińska
»
powieść
»
przeczytane w 2010
»
wyd. Zysk i S-ka
» Zwyczajny facet - Małgorzata Kalicińska
sobota, 13 listopada 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
7 komentarzy:
Ojej, ale że 'Pierdoła'? Nie wiem czy brzmiałoby to zachęcająco. 'Zwyczajny facet' kryje w sobie chociaż coś więcej, tak myślę. Nawet jeśli nie do końca jest to trafne określenie.
A w literaturze przeznaczonej dla naszych mam widzę więcej dobrego, niż złego - w końcu niech i one mają coś specjalnie dla siebie :)
Mi się nigdy nie trafiają tak... interesujące pozycje :D. Jadłam chorizo - nie zachwyca, przynajmniej mnie.
Książka - wydaje się być zabawna. Ale jest tyle ciekawszych na świecie... ;).
ależ mnie "popchnęłaś" ku tej książce:) Kalicińską lubię, ale tej książki sie jakoś bałam- teraz się już nie boję tylko lecę do księgarni:)
Świetna recenzja, jednak niestety nie przekonała mnie do tej książki. :) Taka lektura to chyba nie mój typ.
O matko, dla mnie to istny koszmarek! Nie polecam, nie polecam, wręcz zniechęcam! (Zresztą dałam upust swojej niechęci u siebie na blogu).
Pozdrawiam :-)
O :) Ciekawa :D Z pewnością muszę po nią sięgnąć.
Witam :-)) Świetna recenzja. Czytałam z prawdziwą przyjemnością. Tytuł mnie odrzuca nie przeczę. Jakoś sugeruje treść i czytając Twoją recenzję widzę, że miałam rację. Ale pewnie przeczytam, choć z biblioteki.
Dziękuję za opis i dobrego dnia!! :-)
Prześlij komentarz