wtorek, 17 maja 2011

     Romans to wbrew pozorom gatunek trudny. Dlaczego? Choćby z tego powodu, że uprawiany od dawien dawna, przez co coraz ciężej jest zaskoczyć czytelnika. Dodatkowo możemy powiedzieć sobie szczerze, że takie książki z reguły mają jedynie 2 możliwe zakończenia: albo żyli długo i szczęśliwie, albo kobieta zostaje szczęśliwą singielką z wyboru.
Katarzynie Leżeńskiej i Darkowi Milewskiemu pomimo tych „trudności” udało się napisać wciągający romans z zabarwieniem kryminalnym, który czyta się z przyjemnością.
Historia zaczyna się banalnie. Dwoje ludzi żyjących na emigracji za Oceanem, którzy poznali się dzięki miejscu pracy. Nabierają do siebie zaufania by następnie razem a czasem i osobno przeciwstawiać się przeróżnym zbiegom okoliczności. Przypadki, które nie wydają się nieprawdopodobne a do tego trzymają w napięciu do ostatniej strony.
Poza wątkiem miłosnym dużo miejsca poświęca się zagadnieniu własnych korzeni, potrzeby bycia kochanym, jako coś, co niewiele ma wspólnego z prawdziwym uczuciem, potrzeby wybaczenia sobie własnych niedoskonałości i pogodzenia się z faktem, że nigdy nie będziemy idealni.
Główne postacie są na swój stereotypowe. Ona: zagubiona, nieszczęśliwy związek, szuka swojej drogi życiowej, w tym celu przeprowadza się do innego miasta. On: mężczyzna po przejściach, kulturalny, kiedy trzeba do rany przyłóż. Tym, co odróżnia tą powieść od innych są bohaterowie drugiego planu. Internetowi hakerzy, którym daleko do grzecznych chuderlaków w okularach. W zamian za to sypią ciętym dowcipem, nieustannie rywalizują między sobą a jednocześnie są gotowi sobie pomóc w razie potrzeby.
W tej książce nie przekonują mnie jedynie dwie rzeczy. Po pierwsze opis Seattle. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, a przecież to nie jest mała amerykańska mieścina. Odnosiłam wrażenie, że miejscem akcji mogłaby być Warszawa, której do wyjątkowości w moim przekonaniu daleko. Po drugie to opis pracy hakerów. Zdecydowanie uproszczony. Tutaj przedstawia ich się jako geniuszy, którym wystarczy 5 minut na włamanie się do dowolnie wybranego systemu. W rzeczywistości to często trwa wiele godzin, a nawet i dni czy miesięcy. Jednak rozumiem, że to miało tworzyć jedynie otoczkę, chciano przekazać pewną specyficzna atmosferę, co zresztą się udało.

Polecam, choć z zastrzeżeniem, że jest to książka dla czytelników zdecydowanie starszych.
Zbliża się Dzień Matki warto, więc pomyśleć.

P.S Czas poświęcony tej książce dodatkowo umilałam sobie jedząc Mus cytrynowy. Przepis tutaj: klik

5 komentarzy:

Alina pisze...

Ja kiedyś ją przeczytam. Czeka na stosiku. Twojej opinii ufam an tyle, żeby wiedzieć, że nie spieszy mi się, ale nie będę odwlekać przeczytania w nieskończoność ^^.
A mus brzmi smacznie. Hmm. Zrobię kiedyś ^^.
Miłego wieczora.

Pisany inaczej pisze...

Ja czytałem i mnie się książka podobała

pas pisze...

Słyszałam o niej sporo pozytywów, ale szczerze mówiąc, chyba odłożę ją na przyszłość. :)

biedronka pisze...

Szukałam własnie jakiejś lektury dla mojej mamy z okazji jej dnia :)
Chyba się skuszę i jej zakupię :)

Anonimowy pisze...

Witaj :) Po bardzo długiej nieobecności pojawiam się na lucynkowo.blogspot.com
(przenosiny z swiat-ksiazek)
Dawna Niezapominajka -> Lucynka :D