poniedziałek, 15 sierpnia 2011


    „Ludzie potrzebują wiary w bogów, choćby dlatego, że tak trudno jest wierzyć w ludzi”* Czasem jednak los potrafi się do nas uśmiechnąć i postawić na naszej drodze człowieka, w którego warto wierzyć. Wtedy też forma, czas i miejsce nie mają większego znaczenia. W moim przypadku było to spotkanie z historią Mackenziego opisaną w książce „Chata”.
    Mack żył szczęśliwie wraz z żoną i dzieciakami aż do feralnego wyjazdu na biwak, tam jego ukochana córeczka Missy została porwana i zabita przez seryjnego mordercę, ostatni ślad, jaki został po dziewczynce znajduje się w opuszczonej chacie. Chata stała się symbolem najgorszego koszmaru a zarazem grodem Missy. Nikogo zapewne nie zdziwi, że po tym wydarzeniu pogrążył się w Wielkim Smutku. Cztery lata po tragedii główny bohater dostaje liścik zapraszający go do wyżej wspomnianej chaty, nadawcą jest Bóg – ten, którego najłatwiej i najszybciej się obwinia. Mimo wątpliwości wobec nadawcy Mack decyduje się podjąć wyzwanie i pojechać na spotkanie, tam poznaje Trójce Świętą. Od tego momentu nic już nie będzie takie samo, zaczyna się jedna z najbardziej wyjątkowych opowieści, jakie będzie Wam dane przeczytać. 
    „Chata” to lektura pełna bólu, ale też i nadziei. Już samo pierwsze spotkanie z Trójcą Świętą jest niesamowite, nawet dla osoby takiej jak ja – niewierzącej. Zmusza się czytelnika do zrewidowania aksjomatów wiary. Skąd bowiem pewność, że Bóg jest mężczyzną i do tego białym? Dlaczego Duch Święty nie może być Azjatką, a Jezus żydowskim robotnikiem? Padają pytania o człowieczeństwo, naturę wolności, miłość i wybaczenie. Pytania, które pojawiają się w życiu każdego człowieka i które nie zawsze jest, komu zadać. 
Nie znajdziecie tutaj żadnych kazań, nawoływań do wiary, nie wywyższa się chrześcijaństwa.
Tą książkę czyta się z zapartym tchem, chce się wiedzieć czy Mack znajdzie ukojenie po śmierci córki i jednocześnie chcemy pojąc to, co do tej pory było na swój sposób zakazane, było wiedzą dla elit (czyt. kleru). 
    Pomyślałam sobie, że te wszystkie nudne i bezosobowe podręczniki do religii (jeśli już musi być w szkołach) cudownie byłoby zastąpić „Chatą” Williama Paula Younga, jakże inne byłyby wtedy te lekcje. Niestety to nie możliwe, bo polskiemu kościołowi w większości bardziej zależy na władzy politycznej niż na docieraniu do ludzkich serc. Jednak to temat na zupełnie inna dyskusję. 

Podsumowując:
    Bardzo dobra  lektura dla każdego, niezależnie od wiary i niewiary. Przejmująca, poruszająca do głębi, pełna zaskakujących zwrotów akcji. Po przeczytaniu już nic nie będzie takie samo, bo Mack w tej książce jest symbolem każdego z Nas. 
 
*"Piramidy"  Terry Pratchett 

8 komentarzy:

Cyrysia pisze...

Piękny cytat i taki prawdziwy umieściłaś na początku recenzji. Sama mam ochotę poznać tę książkę i przekonać się, czy mi tez przypadnie do gustu.

Scathach pisze...

Czytałam i mam podobne odczucia do Ciebie.Przy tej książce wiara czy jej brak nie jest ważna. Ktoś wierzący weźmie ją być może bardziej "serio", a ateiści podejdą do niej jak do zwykłej fantastyki.
Mnie ujęła i głęboko wzruszyła.
cieszę się, że i na Tobie wywarła tak pozytywne wrażenie;)

Pisany inaczej pisze...

Jakiś czas temu pod wpływem recenzji pobiegłem i zakupiłem w Empiku. Ale ciągle czeka na półce na swoją kolej.

Cassiel pisze...

Po Twojej recenzji mam ochotę wybrać się do empiku i kupić ją. :) Ja lekcji religii nie lubię, i zawsze się kłócę z katechetką. Grr.. :)

drozdi pisze...

Recenzja rzeczywiście jak najbardziej pozytywna. Może uda mi się inaczej spojrzeć na Trójcę Świętą i aksjomaty wiary. Gdyby takimi lekturami zastępowało się podręczniki do religii lekcje na prawdę wyglądałyby ciekawiej i aż chciałoby się na nie uczęszczać :)

Anonimowy pisze...

Moonia - zdecydowanie inaczej spojrzysz na te tematy po lekturze tej książki. Nie wiem na ile jednak jest ona "w linii" tego, co się chce nauczyć młodzież na lekcjach religii. Jakby nie patrzeć jest tutaj przedstawiona wizja lekko hm... niezwykła ;)

Fantastyczna książka, jej lektura sprawiła mi masę przyjemności, poruszyła wiele czułych punktów. Kompletnie nie miałabym nic przeciwko temu, by tak właśnie wyglądała i zachowywała się Trójca Święta :D

Agnes pisze...

Hej, ależ to zachęcająco brzmi - i recenzja, i komentarze. Wrzucam do schowka, koniecznie.

Unknown pisze...

Cyrysiu,
Mnie również bardzo podoba się cytat. Z książką faktycznie warto się zapoznać, ale to już napisałam w recenzji. :)

Scathach,
Hmm.. Ja nie podeszłam do tego jak do zwykłej fantastyki. To, że nie wierzę nie usprawiedliwia niewiedzy. Dobrze jest przeczytać coś, co działa stymulująco i daje pole do rozmowy wśród znajomych. :)

Pisanyinaczej,
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czekać na Twoje wrażenia. :)

Cassiel,
Warto, ale to już pisałam wyżej. Z lekcji religii zrezygnowałam w liceum, zbyt bardzo szanowałam (i nadal to robię) swój czas by poświęcać się dla podwyższenia średniej, to rozwiązanie dla leni. :)

Mooniu,
Nie ma innej możliwości – musisz sama przeczytać i się przekonać. :)

Książkowo,
Pytanie jest czy na lekcjach religii w ogóle chce się czegoś nauczyć? Moim zdaniem niekoniecznie. Klepie się schematy i tyle.
Ja również nie mam nic przeciwko takiej Trójcy Świętej, a nuż bym się nawróciła? :)

Agnes,
Wrzucaj, bo warto. :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za komentarze. :)