wtorek, 16 sierpnia 2011


 
Trzy kobiety – wszystkie łączy śmierć z rąk tego samego człowieka, Dusiciela z Yorkshire. Zagadkę, do której kluczem jest sam William Szekspir. Brzmi niezwykle ciekawie, prawda?
    Niestety gorzej jest z wykonaniem. Przyznam się, że nie dane mi było wczuć się w nastrój grozy, nie dostrzegałam tez aury tajemniczości. Miałam duży problem w połapaniu się, który detektyw jest którym. Panowie do tego stopnia mi się mieszali, że w pewnym momencie przestałam nawet zwracać uwagę na ich nazwiska w tekście. Mogę się jedynie domyślić, że mieli stanowić swoje przeciwieństwa i najpewniej w jakimś stopniu to się udało. Policjantów przedstawia się tu jako ludzi specyficznych, co jest rzeczą naturalną, bowiem nikt obcujący, na co dzień z mordercami nie może tego nie przenosić na grunt prywatny. Obowiązkowo też pojawia się element samotności i braku czasu dla własnej rodziny. Plusem za to jest angielski humor, choć występuje on w szczątkowych ilościach, ale przecież nie tego oczekujemy od kryminałów. 
    Akcja momentami znacząco się dłużyła. Należy pamiętać, że to były lata 80, kiedy to policja nie miała dostępu do najnowszego sprzętu, nowinki kryminologiczne równie nie wzbudzały zaufania (a co za tym idzie chęci ich stosowania) – wszystko to wpływało na przepływ informacji między śledczymi i w konsekwencji spowolniało dochodzenie. 
    Trzeba jednak oddać sprawiedliwość i powiedzieć, że pomimo toporności (która być może była wynikiem tłumaczenia, lecz ja jestem daleka od rzucania oskarżeń, bo zwyczajnie nie znam się na specyfice pracy, nie wiem z jakim oryginałem przyszło pracować) autor skonstruował dobrą intrygę, której rozwiązanie nie jest proste. Reginald Hill żongluje oskarżeniami i nowymi dowodami wobec podejrzanych, a to z kolei wzbudza w czytelniku niepewności i pobudza jego szare komórki, bo jak wiadomo od dawna nie ma  nic przyjemniejszego niż samodzielne rozwiązanie zagadki.
    Po skończeniu „Okrutnej miłości” dochodzi się do wniosku, że czegoś brak. Czuć niedosyt zarówno od strony technicznej jak i w wymiarze ludzkiej potrzeby sprawiedliwości/równowagi. 

    Sięgając po tę książkę nie popełnicie karygodnego błędu. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że będziecie mieli odmienne zdanie od mojego, wszak gusta są różne. Jak zawsze w takich przypadkach radżę wybrać się do księgarni, przeczytać kilka pierwszych stron i ocenić samemu. 

1 komentarzy:

niedopisanie pisze...

Spodobała mi się głównie ze względu na bohaterów - ech, ten Dalziel, świetnie wykreowana postać. Ale rozumiem, że przy takim CSI to śledztwo jest mało widowiskowe ;)