wtorek, 17 listopada 2009



Historie miłosne, czyli serial brazylijski po polsku. Zadziwiające jak w tak małej książeczce (149 stron) można zmieścić tyle wątków. Mówię tyle, bo trudno je zliczyć a do tego jeszcze tak skomplikować je. Jeśli mam być szczera gdyby nie notka wydawnicza nie wiem czy potrafiłabym powiedzieć, jaki jest sens pisania takiej książki. Po przeczytaniu tej książki mam tylko jedną myśl, „ Jeśli robisz coś to rób to dobrze, niech to będzie jedna rzecz, ale dobrze”. Tutaj autorka chciała zrobić masę rzeczy byle jak. Potrzeba ogromnego skupienia by pojąć wszystkie wątki i powiązania, które autorka chciała pokazać. Nie wiem nawet czy pisała to celowo. Mam wrażenie, ze napisała pierwszą lepszą myśl i oddała do druku bez korekty. Pani Anna Nasiłowska dodatkowo wprowadza mętlik wstawkami swojej biografii miłosnej. Kupując książkę liczyłam na zabawne spostrzeżenia autorki, zaskakujące myśli na temat relacji międzyludzkich. Nie doszukałam się żadnej z tych rzeczy. Uśmiech na twarzy pojawił się tylko na wzmiankę o miłościach córki, ale to już raczej nie zasługa pani Anny. Na ciekawe spostrzeżenia też nie ma, co liczyć... Miałam wrażenie, że autorka kopiuje znane frazesy i opinie psychologów wkładając je w postawi odpowiednich zdań w usta swoich bohaterów.



Wielkie nadzieje i jedno wielkie rozczarowanie a szkoda. Liczyłam na wiele więcej, czytając krótką notkę biograficzną tej pani na okładce. Potwierdziła tylko, ze mądrość książkowa nie idzie zawsze w parze z życiową.



0 komentarzy: