Wojna, zbiera swoje żniwo bez pardonu. Nie ma tutaj taryfy ulgowej dla nikogo i niczego, nie liczy się wiek, doświadczenie, pochodzenie czy też płeć. Tą ostatnią kategorie różni pojmowanie walki. Panowie uważają, że niosąc przy sobie karabiny zasługują na najwyższe odznaczenia, gdy tymczasem to kobiety wykazują się heroizmem, który najczęściej zostaje pochowany razem z nimi. To kobiety właśnie płodzą dzieci, wychowują je i dbają o dom, o którym każdej nocy marzy się patrząc w gwiazdy. Historie kobiet, które przetrwały wojnę są bardzo rzadko spotykane w literaturze, nie mówiąc już o ich biografiach. Dlatego cieszy niezmiernie fakt, że są osoby, które mają potrzebę spisania historii własnej rodziny i opublikowania ich światu.
„Żniwo gniewu” to w istocie historia dwóch sióstr, Maruszki i Kaszmiry, które choć charaktery miały jak dwie nie pasujące do siebie połówki jabłka, to łączyło je to samo serce. Różniły się od wyboru dziecięcych zabaw po mężczyzn, których pokochały, obok zaciekłego komunisty pojawia się żołnierz Wojska Polskiego. Wybuch walk sprawia, że obie muszą się wzajemnie wspierać by móc przetrwać. Podróżują przez Polskę, a gdy już dotrą do celu okazuje się, że nie było, do czego wracać. To jedno z wielu okrucieństw, jakie przyniosła im okupacja...
Losy dwóch sióstr możemy poznać dzięki Magdalenie, córce jednej z nich. Po śmierci matki znajduje ona, bowiem stare pudełko, w którym schowane są zapiski, zdjęcia i przepisy na potrawy, które tak bardzo jej niegdyś smakowały. Dzięki namowom 2 kuzynów i własnej chęci zrozumienia, matki Magda postanawia napisać książkę, która jest główną częścią powieści Lucie Di Angeli-Ilovan.
Wątek dwóch sióstr jest dobrze dopracowany. Autorka posiada lekkie pióro, choć nawet te nie potrafi zrównoważyć okrucieństw, jakie dokonywane były podczas wojny. W swojej książce łączy zapachy, obrazy i uczucia. Robi to praktycznie bezbłędnie, czego dowodem jest fakt, że ta opowieść naprawdę porusza. Kiedy czytałam tą książkę miałam wrażenie, że ciepło, z jakim kreowane są postacie mnie rozgrzewa. Niekiedy czułam się jak mała dziewczynka na kolanach babci, która słucha jej z szeroko rozwartą buźką i wytrzeszczonymi oczętami, bo ona też nie raz i nie dwa opowiadała mi historie z tego okresu.
Nie podobała mi się raptem jedna kwestia, co pewnie wielu z Was skwituje powiedzeniem, że najzwyczajniej w świecie się czepiam. Mianowicie ogromnie drażniła mnie zbyt duża ilość zdrobnień, jakie używała Magdalena wobec swoich najbliższych. Czułość i więzy rodzinne można naprawdę okazywać na wiele różnych sposobów i nie potrzeba do tego zdrobnienia w każdej linijce, bo to u dojrzałej kobiety wygląda przerysowanie i sztucznie.
Podsumowując:
Dobrze napisana historia o kobietach, które nie poddały się w obliczu najcięższej życiowej próby - wojny. Wzrusza i przejmuje praktycznie od początku do końca. To świadectwo nie tylko naszej historii, ale również i tego, co zapewne dzisiaj dzieje się na terenach wojennych.
5 komentarzy:
odkąd zobaczyłam tę książkę w księgarni można powiedzieć, że na nią choruje! :) jak tylko będę miała "pieniążki na książki" to będzie to jeden z pierwszych moich książkowych zakupów!
Tego typu książki są potrzebne, muszą nam przypominać o tym, o czym zapominamy. Akurat zakończyłem czytać "Dziewczyny wojny". Można powiedzieć że tematem nawiązuje do tej książki.
piękna historia, pięknie opowiedziana. Myślę, że trudno jest do niej podejść bez emocji. I czułam dokładnie to samo co Ty, czytając tę książkę.
Szczerze mówiąc - nie zwróciłam uwagi na te zdrobnienia, mnie bardziej zdenerwowało zakończenie, zbyt ckliwe i przewidywalne. No, ale być może też się czepiam :)
Niezwykle piękna i wzruszająca historia warta poznania niosąca wiele cennych wartości.
Mam nadzieję, że niedługo uda mi się dorwać tę książkę. Co do zdrobnień, mi również często przeszkadzają, jeśli jest ich nadmiar w treści. Tym bardziej dziwnie brzmią w ustach starszych ludzi.
Prześlij komentarz