Wspólne pralnie wydają się być wynalazkiem przeznaczonym dla
studentów w amerykańskich uczelniach. Tymczasem to rozwiązanie, które
praktykuje się w jednej ze szwedzkich kamienic. Ściśle przestrzegany
harmonogram zostaje zaburzony przez morderstwo starszej pani. Nie należała do
najbardziej lubianych sąsiadów, ale czy była na tyle upierdliwa, by ją zabić?
Ponoć nie ma zbrodni idealnej, nie w tych czasach. W wielkim
mieście trudno też o brak świadków. Tego samego dnia, na tej samej ulicy i w
tym samym budynku nastoletnia dziewczynka sprzedawała majowe kwiatki, będące
symbolem walki z biedą. Niestety, próba wydobycia z niej jakichkolwiek
informacji kończy się fiaskiem. Czy spowodował to strach czy może coś innego?
Tłem wydarzeń jest oczywiście atmosfera w komisariacie
policji. Problemy pracowników, presja wywoływana przez media, wzajemnie
utarczki i chwile wytchnienia.
„Dziewczynka z majowymi kwiatkami” to jedna z najgorszych
pozycji z zakresu literatury skandynawskiej, jaką zdarzyło mi się przeczytać.
Choć zawiera wszystkie wątki, których można było się spodziewać – a nawet żądać
– to są one niezwykle słabo wykreowane. Niestety, ilość stron nie przełożyła
się na jakość.
Mnóstwo wątków, ale żaden konkretny. Zwykle jest tak, że
oprócz morderstwa autor chce uwidocznić konkretny problem społeczny. Czasem
jest on połączony ze śledztwem, czasem bezpośrednio związany z przestępstwem.
Autorzy z krajów nordyckich w większości uwrażliwiają czytelników, ich
mentalność nie pozwala na obojętność wobec niesprawiedliwości. Psychologia
społeczna jest ich swoistym znakiem rozpoznawczym. Tu zaś nawet nie bardzo wiem,
komu, jeśli w ogóle, mam współczuć. W żadnym z wątków nie było kropki nad i, w
przypadku jednego jej brak jest wręcz zatrważający i niepokojący.
Pani Wahlberg nie pokazała niczego nowego, zamiast tego
wolała powielić schemat odnośnie głównej bohaterki. To kobieta nieszczęśliwa w
miłości, mająca duże problemy w pogodzeniu pracy z życiem prywatnym,
niestroniąca od „męskich” używek. To
wszystko było. Nuda – mówiąc krótko.
Pozostałe postacie. Muszę wytężać swój umysł by przypomnieć
sobie wątki, a co dopiero uczucia, jakie żywiłam wobec nich. Lepiej więc
milczeć niż pleść głupoty.
Podczas czytania nie zgrzytałam zębami, ale też nie
odczuwałam płynności. Intryga nie powala swoją zawiłością. Wielość spraw,
jakimi chciano nas zainteresować jedynie opóźniała poznanie kluczowych informacji,
dzięki którym znawca kryminałów nie będzie miał problemów z wytropieniem
mordercy. Książka jest na tyle stereotypowa, że można zamkniętymi oczami
typować wątki i mieć 90% pewność, że się w niej znalazły.
Wniosek może być tylko jeden. Mniej treści, więcej pracy nad
warsztatem.