poniedziałek, 29 listopada 2010

       Gdyby tak Edward przestał być wampirem a stał się niezwykle pociągającym żołnierzem zwanym Piotrem...
Gdyby tak Bella pozostała sobą tylko imię zmieniła i nazywałaby się Pauliną....
„Zmierzch” nosiłby tytuł „Bez przebaczenia”.
Do książki podchodziłam z dużym dystansem. Ot kolejna opowieść o miłości mająca za zadanie pozostawić pewnie w sercu czytelnika a raczej czytelniczki nadzieję, że i Ona znajdzie swojego królewicza z bajki.
Temat rozstań i powrotów przemilczę, bo to jasne, że występuje. Bez tego książki by nie było. Napiszę tylko, że w bardzo obrazowy sposób autorka przedstawiła proces dojrzewanie emocjonalne głównej bohaterki, tą zmianę od niepewnej dziewczyny do samodzielnej kobiety jak i poszczególne etapy związku, które występują u większości z Nas.
To, że młodzież uprawia seks, czy przynajmniej o tym marzy nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Tutaj granica była wyjątkowo cienka. Z jednej strony to młodzi ludzie, pierwsze doświadczenia, więc za bardzo wyuzdanie być nie mogło z drugiej zaś strony przemilczeć tego nijak nie można było, chyba, że książka miała być nieautentyczna.
Muszę przyznać, że według mnie pisarka wyszła z tego pojedynku obronną ręką. Sceny erotyczne zostały opisane bardzo zmysłowo, intymnie, z klasą. Czuć było w wdychanym powietrzu te napięcie między bohaterami.
Udało jej się uchwycić to, co nienamacalne. Nie miałam najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie np. oczu Piotra, gdy patrzy na nim wzrokiem wyrażającym miłość, podziw, szacunek, pożądanie. Na szczególne uznanie zasługuje fakt, że pani Agnieszka uzyskała ten efekt posługując się niezwykle prostym językiem. Nie było żadnych udziwnień, metafor jak w opowieściach Szeherezady.
Pochwalę również za dobrą charakterystykę postaci i opisanie ich wzajemnych relacji. Szczególnie tyczy się to stosunków głównej bohaterki i jej ojca. Rodziciel jest wojskowym, takim stereotypowym, bo mówi tylko, kiedy trzeba, wszystko ma być tak jak on chce. Jednak to stwierdza się dopiero po przemyśleniu książki, kiedy ona już leży te kilkanaście dni na półce.
Autorka pozwala się zastanowić nad tym, jacy byli nasi rodzice przed pojawieniem się dzieci na świecie, Co wpłynęło na ich wybory w tym również sposób wychowywania ich. Pokazuje, że czasem najbardziej niesprawiedliwe decyzje są desperacką próbą uchronienia nas przed błędami, które sami popełnili. Zastanawiałam się czy mamy prawo oceniać swoich rodziców, a jeśli tak to, jakimi kryteriami?. Dlaczego ludzka duma tak bardzo komplikuje życie? Dlaczego rodzice zamiast rozmawiać ze sobą czy też z dzieckiem wolą uciekać, mówiąc sobie, że inni nie mają pojęcia o tym, co czujemy, zwalać winę na partnera?

Książka wzbudziła u mnie niesamowicie wiele emocji. Chyba pierwszy raz zdarzyło mi się przy jednej lekturze płakać ze wzruszenia, czuć motyle w brzuchu a chwilę potem cisnąć gromy z nieba pod adresem bohaterów. To zdecydowanie była dla mnie kolejna górska. Pierwsza jazda była spowodowana akcją, która ciągle zmieniała swój bieg i nie pozwalała się nudzić czytelnikowi. Druga była już bardziej osobista. Wiele momentów powieści mogłam odnieść do życia swojego i najbliższych. Przez to też książka zajmuje teraz wyjątkowe miejsce w mojej pamięci. 
Czy po tych wszystkich fanfarach mam jakieś zastrzeżenia? Owszem, jedno malutkie. Nie podobało mi się, że kobieta, która nastolatką już nie jest w każdym zdaniu zwraca się do swojego ukochanego „ Piotrusiu”. Przyznaję, że nie cierpię zdrobnień w kierunku mężczyzn. Rozumiem raz czy dwa, żeby pokazać silną więź, troskliwość. Jednak tutaj było tego zdecydowanie za dużo i przypominało to scenariusz brazylijskiej opery mydlanej. Przeszkadzało mi to do tego stopnia, że nawet przekartkowałam powieść i delikatnie ołówkiem zamazałam wszystkie użyte zdrobnienia. Od tego też momentu czytało się idealnie. :-)
Zauważyliście pewnie, że nie odnoszę się do tytułu. To prawda i robię to zupełnie celowo. Ten wątek powieści każdy z czytelników powinien moim zdaniem odkryć sam i zastanowić się, co on znaczy dla Niego, jak go rozumie.
Teraz pozostaje jedynie wyrazić nadzieję, ze moja recenzja skłoni Was do sięgnięcia po książkę, bo warto.
Polecam.

4 komentarzy:

Agnesscorpio pisze...

Dziękuję za wspaniałą recenzję:) Pozdrawiam!
Agnieszka L-Ł.

Słowa duże i MAŁE pisze...

Genialna recenzja. Ja przeczytałam tą książkę już... bardzo bardzo dawno temu. Czasem nawet myślę, że było to jeszcze nim napisała ją Agnieszka :) W Bez Przebaczenia można (i trzeba) się zatracić. Każdy znajduje w niej odrobinę swojego życia. Zresztą.. w każdej książce Agnieszki Lingas - Łoniewskiej odnajduje się te drobinki, które sprawiają, że człowiek myśli, iż ona, autorka, stoi tuż za rogiem, i spisuje jedynie wydarzenia, które mają miejsce obok ciebie. Że jest tylko niewinnym obserwatorem ludzkiego życia. To jest genialne.

C.S. pisze...

Bardzo dobra recenzja i oczywiście, że przekonała mnie do przeczytania książki. Zresztą mam na nią ochotę już od jakiegoć czasu, a Twoja recenzja tylko to czucie pogłębiła :).

Anonimowy pisze...

Dzięki Twojej recenzji kupiłam tą książkę. I nie pożałowałam. A wręcz przeciwnie... nabrałam apetytu na więcej. Czekam teraz na listonosza z niecierpliwością. Następna pozycja, którą już niebawem przeczytam tej fenomenalnej autorki będzie "Szósty".