środa, 20 stycznia 2010

Nie wiem jak umiera miłość, ale wiem, że ja umarłabym z nudów gdybym chciała przeczytać tą książkę do końca. Przebrnęłam ledwie przez 20 stron i miałam dość. Mam za mało czasu by marnować go na kolejną nic nie wnoszącą do mojego życia lekturę. Jest nudno, nijako, płytko etc., Jeśli historia zdarzyła się naprawdę ( a raczej tak, skoro autorem jest Nikt) przykro mi z tego powodu. Zdrada nigdy nie jest miłym przeżyciem, szczególnie po 20 latach udanego małżeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że nie trzeba od razu wydawać książki, wystarczy pisać do szuflady. Mam nadzieję, że książka panu pomogła. W innym wypadku byłaby chyba największą pomyłką literacką przeczytaną przeze mnie.
Omijajcie z daleka!

P.S. Na dłuższą recenzje ta książka nawet nie zasługuje.




8 komentarzy:

Balianna pisze...

Oo, ostro! Najwyraźniej zasłużyła. Miałam podobnie z książką "Nazywam się Charlotte Church"

Unknown pisze...

Oj zasłużyła, zasłużyła.
"Nazywam się Charlotte Church" - nie słyszałam wcześniej, ale teraz już wiem, że należy omijać. Zapamiętam na pewno.

Kot w butach pisze...

Witam serdecznie ;-) Przyznam, że nie lubię czytać o zdradzie. Tzn może to być temat poboczny, ale nie jak przytrafia się to głównej/głównemu bohaterce/bohaterowi. Strasznie mnie dobiją takie książki, a przecież nie o to chodzi.
Podobnie jak Ty miałam z Fielding Joy "Ta druga", doczytałam może do połowy, chodziłam smutna i przygnębiona, mój facet pytał się co się dzieje, w końcu to on doradził, żeby tego nie czytać. Sprawdziłam tylko koniec, rzeczywiście ją zdradził. Na nic nie zdało się, że główna bohaterka dzięki tej zdradzie wyszła z cienia męża.
Pozdrawiam:-)

Unknown pisze...

Kot_w
Zdecydowanie zdrada jeśli już to powinna być jedynie wątkiem pobocznym w książkach.Ewentualnie motywem do zmiany na lepsze, opisywanie poczatku zdrady i dalszych jej faz jest sztuką trudną by wyszło dobrze. A już na pewno nie powinna robić tego zdradzona, jeszcze o własnym przykładzie bo jest w niej za dużo bólu by zrobić to obiektywnie czyli dobrze.
Ja również serdecznie pozdrawiam :).

Anonimowy pisze...

A ja przeczytalam ksiazke od deski do deski i uwazam ze wlasnie jest bardzo dobra. Opisane w niej przezycia sa jak najbardziej naturalne, nie ma upiekszania. Jest to forma pamietnika, ksiazka dala mi bardzo duzo do myslenia i uswiadomilam sobie rowniez jak to jest byc z tej drugiej strony, co czlowiek przezywa. Ja rowniez zranilam kogos kogo kochalam - a moze mi sie tylko tak wydawalo. W koncu jak zdefiniowac milosc....

Nie zdawalam sobie sprawy jak bardzo ta druga osoba cierpiala przeze mnie...

Nie wazne , ksiazka jest OK. I ciesze sie ze mam ja w swojej biblioteczce. Na pewno do niej wroce

Samotna 29

Unknown pisze...

Samotna,
Jeśli tak właśnie się stało to dobrze, widać książka spełniła swoją rolę. Wszystko zależy od tego właśnie jakie mamy doświadczenia przed przeczytaniem ksiażki, to niewątpliwie wpływa na odbiór książki. Ja patrzyłam na nią z czysto literackiego punktu widzenia i mojego gustu. Owszem było napisanie bez upiększeń ale za to język autora, jak i jego styl bardzo kuleje i to mnie denerwowało.

Anonimowy pisze...

Witaj! Ja napisałem dłuższą recenzję "Jak umiera miłość" (głównie wypisując potknięcia i niezręczności stylistyczne Nikta). Ta książka to literacki koszmarek. Nie powiem, Autora mi żal, bo zdrada do parszywe doświadczenie, ale mimo wszystko nie powinien ów nikt sięgać po pióro. Przez pierwsze 20 stron miałem tak samo jak Ty, a później zacząłem się świetnie bawić wyłapując te koszmary językowe, jakimi raczy Anonimowy Autor.

Anonimowy pisze...

Świeżo po przeczytaniu "Jak umiera miłość" serdecznie pozdrawiam autora, gratuluję.
Książka bardzo współczesna, mimo iż język prosty, (a przez to bardziej dosadny) emocje tak realistyczne, tak przeszywające - nie dalo się nie płakać, zawsze będę wspominać.