środa, 27 stycznia 2010

Czy powonienie prochu strzelniczego Was ekscytuje? Czy lubicie gorącą zabawę? Czy uśmiechacie się na widok płomieni? Czy potajemnie snujecie pirotechniczne pragnienia, które są tylko społecznie dopuszczalne podczas nowego roku? Jeżeli odpowiedzieliście pozytywnie na jedno z powyższych pytań, to zapraszam Was do Walencji na Las Fallas – głośnej, dymiącej, żywej fiesty, gdzie całe miasto jest dosłownie rozpalone. 




  Las Fallas to jedno z najbardziej zwariowanych i unikalnych świąt w Hiszpanii. Milionowe miasto nawiedza wówczas ok.. 2 milionów! turystów by razem świętować.
Celem święta jest tworzenie a potem niszczenie ( bardziej chodzi o niszczenie) ogromnych lalek robionych z tektury, papieru i gipsu. Marionetki przypominają żywe postacie. Pomysły na nie biorą się z satyr, bieżących wydarzeń i oczywiście erotyki. Popularne jest wówczas wykpiwanie skorumpowanych polityków i hiszpańskich sław. Jedna marionetka może kosztować nawet 75,000$. Wytwarza się je przez cały rok. Można je podziwiać w 350 kluczowych dla Walencji miejscach. Trwają tam do 19 marca, czyli dnia „ La Crema”, co oznacza palenie. Wtedy to wczesnym wieczorem młodzi ludzie z siekierami (!) zręcznie robią w posągach dziury, do których wkładają sztuczne ognie. Tłumy zaczynają śpiewać różne psalmy, latarnie uliczne są wyłączone. Dokładnie o północy marionetki zaczynają płonąć. Co roku ocala się jedną marionetkę, którą potem nazywa się Ninot indultat ( wybaczona marionetka) i przenosi się ją do miejscowego muzeum, gdzie można podziwiać ją wraz z poprzednimi „wybaczonymi marionetkami”.
Początek las Fallas sięga szesnastego stulecia, kiedy Walencja używała latarni ulicznych tylko podczas dłuższych nocy w zimie. Latarnie uliczne były wieszane na drewnianych strukturach nazywanych „parots”. Gdy dni stawały się dłuższe niepotrzebny parost był ceremonialnie palony w dniu św. Jóżefa. 
Palenie ninots to tak naprawdę uwieńczenie wcześniejszych zabaw. Można oglądać walki byków, konkursy piękności. Powszechne są również pochody mieszkańców w dawnych strojach. Spontaniczne pokazy sztucznych ogni wybuchają podczas wiodących dni do La Crema. 

Pozostaje mi tylko zaprosić Was do Walencji.







 

3 komentarzy:

Mała Mi pisze...

witam :)
cudowne! :) Choć nie wszystkie te marionetki są piękne ;p

Nie wiedziałam o tym święcie :) ale ja wielu rzeczy nie wiem... :)

Dziękuję :)

Anhelli pisze...

Witaj!

Ogień sam w sobie: gorący czy zimny, jest fascynujący ;] Uwielbiam karnawał... uwielbiam tę pierwotną, dziką radość, taniec, wino i śpiew. Ech, aż żałość bierze, że Meksyk czy choćby Hiszpania tak daleko... Marzy mi się karnawał, który połączyłby ze sobą: wenecką maskaradę, Mardi Gras z Nowego Orleanu i latynoską fetę. Marzenie idealne!

Pozdrawiam serdecznie :)

Unknown pisze...

Mała Mi
Bardzo się cieszę, że mogłam sprawić, że powiększyłaś swoją wiedzę o coś ciekawego.
Jeśli chodzi o mnie to ja również wielu rzeczy nie wiem. Osobiście uważam, że to ma swoje plusy bo nikt tak nie cieszy jak właśnie nowa wiedza szczególnie połączona z trudem jej osiągnięcia. :)


Anhelli,
Myślę, że karnawał kochają wszyscy którzy kochają życie, bo przecież to jego kwintesencja. Fantastyczne połączenie, kto wie może kiedyś będziesz miała możliwość takowy zobaczyć ?:)
Ja równiez pozdrawiam :)