W porze roku takiej jak ta częściej sięgam po literaturę z cyklu lekkiej i przyjemnej, przenoszącej mnie w cieplejsze rejony kuli ziemskiej. Z tą potrzebą po pozytywnej recenzji na blogu Magdy zdecydowałam się na książkę „Toksyczne związki rodzaju męskiego” Mairy Papathanasopulu. Niestety żadne z moich oczekiwań nie zostało spełnione.
Historia opowiada o trzech mężczyznach: Charisie, Lazarosie i Petrosie. Panowie ponoć są Grekami, choć jak dla mnie są obywatelami świata, nie mają żadnych cech, które pozwalają ich przypisać do konkretnych kultur. Gdzie trzech mężczyzn tam i musi być kobieta, by akcja się rozwinęła. Pojawia się, więc Zoi, przyjaciółka Lazarosa, który jest „wpierw gejem a potem skrzypkiem”. Każdy z nich boryka się z uczuciem samotności. Charis jest wdowcem dotrzymującym obietnicy mieszkania w domu ukochanej żony. Odciął się od wszystkich a jedynym jego przyjacielem jest alkohol. Po „olśnieniu” daje ogłoszenie do gazety. Na współlokatora zgłasza się Lazaros. Petros – wieczny egoista i rozwodnik – dołącza do nich przypadkiem. Co dalej? Ano znowu banalnie. Charis i Petros zakochują się w Zoi. A kogo wybiera nie radząca sobie z facetami, prawie 40 letnia kobieta ? Oczywiście, że egoistę Petrosa. Po tym krótkim opisie/streszczeniu można już zauważyć, że bohaterowie zbudowani są za pomocą stereotypów, jest ich całe mnóstwo. Pisarka traktuje ich trochę po macoszemu. Trudno pisać o egoiście jednocześnie chcąc go pogłaskać po główce. Zakończenie też pozostawia wiele do życzenia i ciężko mi uwierzyć, że pisała je kobieta. Kolejny minus jest za brak słonecznej Grecji. Choć rzecz dzieje się w Atenach to bez owej adnotacji zapewniam, ze nie mielibyście o tym pojęcia. Akcja mogłaby się toczyć zarówno w Warszawie, Paryżu czy Amsterdamie. Nie ma greckiego usposobienia, greckiej krwi czy słońca. Wszystko jest globalne i nijakie.
Jedynym plusem tej książki jest styl autorki. Maira fantastycznie przechodzi z jednej postaci do drugiej. Pomaga sobie nimi by zachować płynność akcji, jest jak płynąca rzeka. Więc sami rozumiecie jak przykro jest czytać taką książkę i nie móc nic dobrego powiedzieć o treści.
Niestety po raz kolejny potwierdza się moja reguła. Wolę czytać książki mężczyzn o kobietach niż kobiet o mężczyznach.
Osobiście nie polecam, jest wiele lepszych lektur by poświęcać im czas. Parę dobrych ripost między bohaterami to za mało by zaciekawić.
Historia opowiada o trzech mężczyznach: Charisie, Lazarosie i Petrosie. Panowie ponoć są Grekami, choć jak dla mnie są obywatelami świata, nie mają żadnych cech, które pozwalają ich przypisać do konkretnych kultur. Gdzie trzech mężczyzn tam i musi być kobieta, by akcja się rozwinęła. Pojawia się, więc Zoi, przyjaciółka Lazarosa, który jest „wpierw gejem a potem skrzypkiem”. Każdy z nich boryka się z uczuciem samotności. Charis jest wdowcem dotrzymującym obietnicy mieszkania w domu ukochanej żony. Odciął się od wszystkich a jedynym jego przyjacielem jest alkohol. Po „olśnieniu” daje ogłoszenie do gazety. Na współlokatora zgłasza się Lazaros. Petros – wieczny egoista i rozwodnik – dołącza do nich przypadkiem. Co dalej? Ano znowu banalnie. Charis i Petros zakochują się w Zoi. A kogo wybiera nie radząca sobie z facetami, prawie 40 letnia kobieta ? Oczywiście, że egoistę Petrosa. Po tym krótkim opisie/streszczeniu można już zauważyć, że bohaterowie zbudowani są za pomocą stereotypów, jest ich całe mnóstwo. Pisarka traktuje ich trochę po macoszemu. Trudno pisać o egoiście jednocześnie chcąc go pogłaskać po główce. Zakończenie też pozostawia wiele do życzenia i ciężko mi uwierzyć, że pisała je kobieta. Kolejny minus jest za brak słonecznej Grecji. Choć rzecz dzieje się w Atenach to bez owej adnotacji zapewniam, ze nie mielibyście o tym pojęcia. Akcja mogłaby się toczyć zarówno w Warszawie, Paryżu czy Amsterdamie. Nie ma greckiego usposobienia, greckiej krwi czy słońca. Wszystko jest globalne i nijakie.
Jedynym plusem tej książki jest styl autorki. Maira fantastycznie przechodzi z jednej postaci do drugiej. Pomaga sobie nimi by zachować płynność akcji, jest jak płynąca rzeka. Więc sami rozumiecie jak przykro jest czytać taką książkę i nie móc nic dobrego powiedzieć o treści.
Niestety po raz kolejny potwierdza się moja reguła. Wolę czytać książki mężczyzn o kobietach niż kobiet o mężczyznach.
Osobiście nie polecam, jest wiele lepszych lektur by poświęcać im czas. Parę dobrych ripost między bohaterami to za mało by zaciekawić.
0 komentarzy:
Prześlij komentarz